[b][link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/08/04/gra-w-bankruta-czyli-polityka-silniejsza-od-rynku/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Wszyscy wiedzą, że próby zgłoszenia ich bankructwa są z góry skazane na niepowodzenie. Nawet jeżeli od dłuższego czasu firmy nie spłacają swoich zobowiązań. Mimo kłopotów finansowych państwo ma wiele narzędzi, dzięki którym jest w stanie bronić swoje przedsiębiorstwa. Na liście tych metod dokapitalizowanie wcale nie jest najważniejsze.
Dlatego pogłoski o przygotowaniu przez wierzycieli wniosku o upadłość Katowickiego Holdingu Węglowego trzeba traktować jako część walki psychologicznej o odzyskanie swoich pieniędzy. Tylko bardzo zdesperowany dostawca czy bank może naprawdę starać się o bankructwo winnej mu pieniądze państwowej firmy. Może bowiem na tym tylko stracić. Minister skarbu jest właścicielem największych spółek w Polsce i – jeśli zechce – może utrudnić niepokornemu przedsiębiorcy życie.
Do niedawna czasami się zdarzało, że resort skarbu dopuszczał do upadłości swoich firm. Tylko że wówczas dłużnicy i tak z tego nic nie mieli. Bankruci zmieniali nazwy, przeistaczali się w nowe spółki, nadal produkowali swoje wyroby – tylko wolni byli już od ciążącej na nich góry długów. Mogli spokojnie naciągać kolejnych kontrahentów albo zostać sprzedani prywatnemu inwestorowi. Sztandarowym przykładem takiego państwowego bankructwa była Stocznia Szczecin, ale scenariusz ten był też stosowany wobec innych firm, np. Huty Częstochowa.
Bankructwa są naturalnym elementem życia gospodarczego. W normalnych warunkach wymuszają na firmach poszanowanie praw wierzycieli i eliminują z rynku nieefektywne spółki. Niestety, w państwowym sektorze ten mechanizm nie działa. Tu polityka wciąż jest silniejsza od praw rynku. I zmienić się to może tylko poprzez prywatyzację. Dlatego lepiej dla gospodarki i polityki byłoby, gdyby wierzyciele Katowickiego Holdingu Węglowego zamiast wniosku o upadłość zażądali części jego akcji.