[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/09/01/restrukturyzacyjny-szal-czyli-jak-cos-waznego-zgubic/]na blogu[/link][/b]
Niestety, raczej z powodu braku doświadczenia niż z premedytacji mają problem z dostosowaniem swoich firm do choroby, jaka dotknęła światowej gospodarki i w konsekwencji Polski. W przeważającej większości nasze firmy do tych ciężkich czasów podchodzą nadal bez głębszej analizy i po omacku. Zazwyczaj spadek popytu rekompensują prostym cięciem kosztów, na ogół jest to zwalnianie pracowników.
Owszem, dziś rola szefów i zarządów firm jest szczególna – wymagania wobec nich wzrosły i muszą podejmować decyzje szybciej. Ale coś po drodze im ginie. Gdzieś osobisty kontakt z pracownikiem się zatraca, bo nie ma na niego czasu. A co najważniejsze, umykają etyka i moralność. Przymyka się na nie oko, bo spadły zamówienia i trzeba rozwiązywać bieżące problemy. Z naszych szacunków wynika, że członek zarządu giełdowej firmy pobierał w pierwszym półroczu wynagrodzenie w wysokości ponad 140 tys. zł. miesięcznie. To o około 5 proc. mniej niż przed rokiem. Czy te pensje pozostawały w rozsądnym stosunku do wyników ekonomicznych? Można wskazać firmy, w których nie pozostawały.
Szefowie giełdowych spółek to awangarda polskich menedżerów. Niech zarabiają dobrze, ba, nawet lepiej niż na Zachodzie. Nie mam nic przeciwko. Warto jednak, by przez chwilę nie myśleli tylko o sobie i na moment zatrzymali się w swoim restrukturyzacyjnym szale. Proszę was, rozważnie obniżajcie koszty. Myślcie o ludziach.