[b] [link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/10/01/prywatyzacja-warszawskiej-gieldy-bez-udzialu-polakow/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Prywatyzacja GPW nie jest rzecz jasna panaceum. To jednak bardzo ważny instrument, który może ułatwić rozwój całej Polski. Pod warunkiem że inwestor zgodzi się na daleko idące zobowiązania wobec naszego rynku. Że nie tylko będzie chronił to, co osiągnęliśmy, ale też doda nam siły. Nie można więc dopuścić do udziału w prywatyzacji warszawskiej giełdy inwestora strategicznego, który jest konkurentem GWP. A takimi mogłyby być – aspirujące dziś do objęcia kontroli nad polskim parkietem – skandynawska giełda Nasdaq-OMX oraz austriacka Wiener Boerse.

Ostrzeżeniem dla nas powinien być los giełdy budapeszteńskiej – zmarginalizowanej przez wiedeńczyków, którzy posiadają w niej udział mniejszościowy, lecz mogą liczyć na lojalną współpracę banków austriackich.

Szkoda, że w tych strategicznych działaniach nie chce brać udziału polskie środowisko rynku kapitałowego. To budzi zaskoczenie, bo polskie biura maklerskie i banki od dawna domagały się, aby mieć więcej do powiedzenia w zarządzaniu warszawską giełdą. Tę szansę jednak na naszych oczach tracą: według informacji „Rz” wśród sześciu instytucji chętnych na pakiet 23 proc. akcji GPW (przeznaczonych dla tej grupy inwestorów finansowych) jest tylko jedna polska – bank Pekao SA (kontrolowany zresztą przez Włochów). Reszta to międzynarodowe tuzy, takie jak banki Goldman Sachs czy Merrill Lynch. Nie zgłosiło się żadne z krajowych biur maklerskich, choć w Polsce działa aż 28 i wiele z nich mogłoby aspirować do udziału w tej prywatyzacji.

Dziś może zostać rozwiązany ośmioletni spór prywatyzacyjny pomiędzy polskim Skarbem Państwa a holenderskim inwestorem Eureko o kontrolę nad największą firmą ubezpieczeniową w naszej części Europy, czyli nad PZU. Następna ważna decyzja w polskiej polityce gospodarczej to właśnie przyszłość Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.