Choć ma dopiero 34 lata, od podstaw zbudował trzeci co do wielkości sklep internetowy, który już w tym roku – po trzech latach działalności – ma przynieść zyski. Jednak zanim niemal całkowicie poświęcił się swojej pasji, pracował w zupełnie innych branżach. Pod koniec lat 90. ukończył stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim, przez rok studiował je także w Oksfordzie. – Pracowałem jednak w zasadzie już od II roku studiów – opowiada Ferenc w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
Prowadził m.in. wraz ze wspólnikiem firmę szkoleniową. Zajmował się także doradztwem strategicznym, był też kilka lat konsultantem politycznym i zajmował się przygotowaniem kampanii wyborczych, m.in. dla SdPl, odpowiadał również za wizerunek partii. Prowadził też projekty dotyczące zarządzania kryzysem.
Dzisiaj o polityce nie chce rozmawiać, choć jest współautorem dwóch książek o komunikacji politycznej. Prawdziwą pasję odkrył jednak w Internecie. Po ogromnym sukcesie brytyjskiego Ocado.com postanawia z czymś podobnym ruszyć w Polsce, mimo że w branży jest debiutantem. Było to kilka lat temu, niedługo po tym, jak na giełdach z hukiem pękła bańka internetowa, a ambitne projekty sieciowe, za które inwestorzy płacili miliardy, okazywały się nic niewarte.
– Odwiedziłem wielu inwestorów, ale albo mówili wprost, że projekt jest zbyt ryzykowny, albo że to bardzo ciekawe, ale nie dla nas – wspomina. Poszukiwania trwały dwa lata, a przełomem była wizyta u Sobiesława Zasady, którego holding działa między innymi na rynku motoryzacyjnym. Ku zaskoczeniu Ferenca po kilku rozmowach dostał od inwestora zielone światło. Zasada od razu też stwierdził, że koszty na pewno będą wyższe niż te z projektu.
– Oczywiście tak się stało, ale już w tym roku powinniśmy mieć zysk. Wszystko idzie zgodnie z planem – mówi Ferenc. Zasada objął ponad 90 proc. udziałów, niewielki pakiet trafił do Ferenca.