Niedawno opublikowane dane GUS o przeciętnych zarobkach w powiatach wskazują, że bardzo wyrazistego, tradycyjnego podziału na bogate centrum i ubogi wschód raczej już nie ma.
W całym kraju można odnaleźć zarówno rejony aspirujące do miana lokalnego Eldorado, jak i takie, gdzie różowo nie jest. Środek czy południe kraju nie mają licencji na te pierwsze, a ściana wschodnia – na drugie. To dobry znak.
Niestety, to tylko chwilowe uniesienie. Analiza zamożności regionów, mierzona wielkością PKB na głowę mieszkańca, jest brutalna – podział na Polskę A i B, a właściwie na W (bo nie sposób odrębnie nie potraktować Warszawy, która spokojnie mieści się już wśród bogatszych regionów Unii Europejskiej), A i B nie tylko istnieje, ale ma się – niestety – wciąż świetnie.
Różnica pomiędzy województwami wschodnimi a Mazowszem w PKB na mieszkańca sięga 50 proc.! Dla jasności – takie rozwarstwienie nie jest niczym nadzwyczajnym nawet w bogatych krajach UE, tu jednak dotyczy obszaru zajmującego co najmniej jedną trzecią Polski.
Na szczęście dane udostępnione właśnie przez GUS to fotografia kraju sprzed dwóch lat. I choć niby przez ten czas wiele się jeszcze nie zmieniło, podobne podsumowanie dla roku 2010 czy 2012 powinno wyglądać inaczej, głównie dzięki funduszom unijnym.