Nasze przyszłe świadczenia powinny dzięki temu nawet nieco wzrosnąć. Budżet odetchnie i dług publiczny będzie rósł nieco wolniej. Niezadowolone będą na pewno tylko powszechne towarzystwa emerytalne, którym gwałtownie spadną dochody.
Tak dobrze nie jest. Poszkodowani będą wszyscy oszczędzający w funduszach emerytalnych. Obiecywano nam, że na starość dostaniemy pieniądze, których wysokość zależna będzie nie od stanu budżetu, gospodarki, sytuacji demograficznej czy humoru polityków. Mieliśmy dostać tyle, ile odłożymy, plus zyski, jakie wypracują przez lata nasze składki. Zmiany zaproponowane przez resort finansów ograniczają tę naszą niezależność do mniej więcej 1/4 przyszłej emerytury. Reszta będzie efektem decyzji politycznych.
Możemy sobie wyobrazić sytuację, że przy następnym kryzysie inny premier, nawet udający liberała, powie, że nie ma kasy, i waloryzacja teoretycznie naszych pieniędzy w ZUS będzie wynosić zero, a nie tyle, ile rentowność obligacji.
Byliśmy dumni z naszego sytemu emerytalnego. Zazdrościła nam go Europa. Pieniądze ulokowane w funduszach emerytalnych denerwowały już rząd lewicy (budujmy autostrady). Zniszczyć chciał je też potem PiS. A teraz dokona tego partia, dla której gospodarka była ponoć najważniejsza. Zamiast uzdrawiać gospodarkę, prowadzić reformy – zabierają ludziom ich pieniądze. Czy jest w naszym kraju jakaś nielewicowa partia?