[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/11/20/podatnicy-placa-za-makijaz-budzetu/]na blogu[/link][/b]
Jednak walczono o to nie tylko przez ograniczenie wydatków, ale także dodatkowo wyprowadzono z budżetu wydatki na drogi do Krajowego Funduszu Drogowego i ignorowano rosnącą dziurę w ZUS. Te instytucje musiały same pożyczyć pieniądze. To było bezsensowne, bo płaciły za to znacznie więcej, niż gdyby pożyczał budżet, a Unia i tak zaliczała te zobowiązania do długu publicznego.
Dobrze więc, że minister postanowił choć częściowo skończyć z tą mistyfikacją. Projekt ustawy o pożyczeniu pieniędzy ZUS to smutna konieczność. Jeżeli mamy system emerytalny, który w czasach kryzysu staje się deficytowy, to albo trzeba go zmienić, albo przynajmniej starać się jak najtaniej załatać tę dziurę.
Ocenia się, że budżet pożycza o 1/3 taniej niż ZUS. W warunkach wielomiliardowej dziury w jego finansach oznacza to ok. stu milionów złotych dodatkowych kosztów funduszu. Państwo i tak prędzej czy później musiałoby pokryć tą dziurę, tylko banki niepotrzebnie by zarobiły.
Oczywiście byłoby najlepiej, gdyby rząd ograniczył deficyt, reformując finanse publiczne. Jeżeli jednak nie ma woli działania, to starajmy się, by koszty tego zaniechania były jak najniższe. Dlatego trzeba skonsolidować finanse publiczne na etapie pożyczania. Ani ZUS, ani Krajowy Fundusz Drogowy nie powinny samodzielnie zaciągać zobowiązań. To jest zadanie dla ministra finansów. Oczywiście potem budżet będzie wyglądał dużo gorzej, deficyt będzie znacznie wyższy, ale będzie to prawdziwa dziura, a nie jej część, i ostatecznie wszyscy na tym zaoszczędzimy.