Nie ma w tym nic nadzwyczajnego po tak ostrym załamaniu PKB w niektórych krajach. Rynki finansowe najostrzej zareagowały na zadłużenie państw w skrócie określanych jako PIIGS (Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja i Hiszpania). W ostatnich tygodniach usłyszeliśmy również o Hiszpanii, której dług publiczny na koniec 2009 roku wynosił 53 proc. PKB. Liczba ta wobec 51 proc. długu do PKB w Polsce nie wydaje się wielkością znaczną. Może być jednak ostrzeżeniem dla nas, bo pokazuje, jak łatwo można stracić zaufanie rynków finansowych. Dla porównania dług Włoch w tym czasie sięgał 116 proc. PKB, a w przypadku Grecji, kraju, o którym najwięcej się mówi w kontekście potencjalnego bankructwa – 115 proc. PKB. Groźna jest sytuacja Japonii, której dług publiczny już w 2004 roku (ostatnie dostępne dane) wynosił 164 proc. PKB, a obecnie prawdopodobnie już ok. 200 proc. PKB.
W tej sytuacji wiele krajów przygotowuje programy redukcji długu publicznego. Ograniczanie wydatków publicznych jest dla niektórych komentatorów ekonomicznych powodem, aby snuć katastroficzne wizje spowolnienia gospodarki europejskiej, a w konsekwencji i polskiej w nadchodzących latach. Za tymi wizjami stoi następujące myślenie: redukcja wydatków rządowych spowoduje spadek popytu na towary i usługi, część towarów i usług nie zostanie zatem kupiona, a to spowoduje wolniejszy wzrost gospodarczy. Jednak ci, którzy głoszą takie scenariusze, nie przeprowadzili pełnego rozumowania.
Jeśli dojdzie do redukcji zadłużenia państw, to dla końcowych skutków tego procesu dość ważne będzie, czy nastąpi to przez wzrost obciążeń podatkowych, cięcie wydatków budżetowych czy jedno i drugie. W każdym z wariantów obniżki zadłużenia budżetu nastąpi spadek popytu rządów na pożyczki z rynku. Konsekwencją mniejszych potrzeb pożyczkowych rządów będzie spadek ceny kredytu na rynku. Spadek ceny kredytu spowoduje wzrost dostępności kredytów i tym samym wzrost kredytowania gospodarki. Łatwiej po kredyt będą sięgać konsumenci, producenci i usługodawcy. Wzrost kredytowania spowoduje wzrost popytu na towary i usługi i zwiększy popyt na kredyt ze strony sektora prywatnego. A ten, jak wiadomo, potrafi lepiej wydawać pieniądze niż rządy.
W ten sposób może dojść do przyspieszenia wzrostu gospodarczego, chociaż zmianie ulegnie struktura wzrostu, gdyż inne będą źródła nowego popytu w stosunku do tych sprzed redukcji zadłużenia. Dodatkowo ta część potrzeb pożyczkowych rządów, która mimo redukcji zadłużenia nadal będzie pokrywana z pożyczek, ze względu na spadek ich ceny stanie się tańsza w obsłudze. Dzięki temu znów zmniejszą się potrzeby pożyczkowe rządów, a to przyczyni się do kolejnego potanienia kredytu. To znów zwiększy popyt na kredyt ze strony sektora prywatnego i tak gospodarka będzie się dalej nakręcać.
[i] Alfred Bieć, adiunkt w Katedrze Small Businessu SGH[/i]