Część państw, nie czekając na wskazówki Komisji, już zdecydowała, że jednym z elementów planu naprawy kondycji finansów publicznych musi być podwyższanie wieku przechodzenia na emeryturę. Poszli na to zarówno pogrążeni w kryzysie Grecy, jak i wspierający ich finansowo Niemcy.
Z prognoz Komisji Europejskiej wynika, że w Polsce dzięki przeprowadzonej ponad dziesięć lat temu reformie wydatki emerytalne – w perspektywie kilkudziesięciu lat – spadną najbardziej w całej Unii. Reforma, często tak krytykowana z uwagi na wysoki poziom opłat pobieranych przez prywatne fundusze emerytalne, sprawia bowiem, że budżet państwa z każdym rokiem będzie w mniejszym stopniu obciążony finansowaniem świadczeń emerytalnych. Jest jednak jedno ale. Stracić mogą ci przyszli emeryci, którzy nie zaakceptują faktu, iż muszą pracować dłużej niż ich rodzice. Wysokość świadczeń zależeć będzie bowiem od tego, ile pieniędzy zgromadzi się w czasie aktywności zawodowej.
Niestety, minister finansów Jacek Rostowski stwierdził, że w Polsce nie ma potrzeby podwyższania wieku emerytalnego. Innego zdania jest choćby prezes NBP Marek Belka, który – słusznie zresztą – zauważa, że podejście Polaków do dłuższej pracy się zmieni, gdy zauważą, iż dzięki temu ich emerytura jest wyższa.
Argument: "dłużej pracujesz, dostaniesz wyższą emeryturę", wielu Polaków pewnie by przekonał. A w starzejącej się Europie po prostu nie ma innego wyjścia.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/07/07/pawel-czurylo-bruksela-budzi-starzejaca-sie-europe/]Skomentuj[/link][/ramka]