[b]Rz: Podczas gdy większość europejskich rządów podwyższa podatki i tnie wydatki budżetowe, gabinet Victora Orbana zapowiada, że zmniejszy obciążenia fiskalne dla zwykłych obywateli oraz małych i średnich firm. Czy uda mu się tego dokonać?[/b]
Peter Attard Montalto: Myślę, że to mu się uda. Obniżki podatków oraz wprowadzenie podatku liniowego zostaną najprawdopodobniej uchwalone przez parlament podczas jego drugiej sesji ustawodawczej, czyli po wakacjach. Znajdzie się to więc w budżecie na przyszły rok. Obawiamy się jednak o to, jaki wpływ będą miały zapowiadane zmiany na deficyt budżetowy. Z pewnością wprowadzany przez rząd Orbana podatek bankowy częściowo zrekompensuje budżetowi obniżki innych podatków. Zapewni on przecież 170 mld forintów (2,4 mld zł). Rządowi może się też udać częściowo zracjonalizować i zredukować wydatki budżetowe, na przykład ograniczając je na poziomie samorządów. Nie wystarczy to jednak, by obniżyć deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB. Według naszych prognoz wyniesie on w przyszłym roku 4,5 proc. PKB. Cel nie zostanie więc osiągnięty.
[b]
Czy inwestorzy mogą się przestraszyć tego scenariusza? Pamiętamy przecież panikę na rynkach, do jakiej doszło w czerwcu, gdy politycy rządzącej partii Fidesz zaczęli mówić, że ich kraj będzie „drugą Grecją”...[/b]
Obecnie nastroje inwestorów w stosunku do Węgier są dobre, biorąc pod uwagę małe znaczenie tego kraju dla rynku obligacji krajów gospodarek wschodzących. Rząd nie będzie miał więc raczej żadnych problemów z finansowaniem. Istnieje jednak ryzyko, że nastroje się pogorszą, jeśli na przykład rząd będzie próbował manipulować finansowaniem z państwowego banku rozwoju MFB lub gdy będzie składał zbyt daleko idące obietnice przed październikowymi wyborami samorządowymi. Źle na inwestorów może wpłynąć również fiasko rozmów rządu z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Unią Europejską. Rynki oczekują porozumienia między nimi. Uważają, że Węgry powinny mieć „poduszkę bezpieczeństwa”.