Wielka kasa na odprawy dla prezesów

Wypłacanie gigantycznych odpraw odchodzącym szefom firm jest praktykowane na całym świecie. Największe „złote spadochrony” dostają Amerykanie

Publikacja: 01.10.2010 06:51

Wielka kasa na odprawy dla prezesów

Foto: AP

„Złote spadochrony” czy wręcz „platynowe helikoptery” – tak określane są wielomilionowe odprawy wypłacane zwyczajowo prezesom wielkich światowych korporacji. W warunkach polskich te kwoty, choć szokują w zestawieniu z zarobkami Kowalskiego, to jednak są drastycznie mniejsze.

Najczęściej gigantyczna odprawa trafia w ręce odchodzącego prezesa, gdy następuje fuzja firm. Równie często, kiedy dochodzi do różnic zdań w zarządzie co do strategii firmy.

Tak było ostatnio we włoskim banku UniCredit, głównym inwestorze w Banku Pekao, kiedy prezes Alessandro Profumo nie poinformował reszty zarządu, że libijscy udziałowcy chcą zwiększyć swój pakiet. Musiał odejść – ale z czekiem na 38 mln euro. Dodatkowo bank przelał jeszcze 2 mln euro na konto fundacji charytatywnej. Roczna pensja Profumo przed odejściem wynosiła 4,7 mln euro.

[srodtytul]Drogie porażki[/srodtytul]

Dla niektórych, jak chociażby w głośnym przypadku prezesa brytyjskiego koncernu naftowego BP, Tony’ego Haywarda, „złoty spadochron” wart 17 mln dol. jest ewidentnie nagrodą za porażkę. Tym bardziej że tuż przed jego odejściem BP ogłosiło stratę za II kwartał w wysokości 17 mld dol. wobec zysku 4,4 mld dol. rok temu.

Tak samo jest w sytuacji Olli Pekka Kalasvuo, prezesa fińskiej Nokii, który po paśmie niepowodzeń ostatecznie odszedł z firmy na początku września. Za kilka lat prezesowania otrzymał 6 mln dol.

Gdyby szefowali amerykańskim firmom, bonusy za odejścia z powodu braku sukcesów byłyby znacznie hojniejsze.

125 mln dol. odprawy dostał były prezes Bank of America. Jak się mówi dziś – była to nagroda, że szybko zgodził się odejść w 2009 roku, nie doprowadzając do kolejnych fatalnych decyzji biznesowych.

Wielkie oburzenie wywołała w końcu ubiegłego roku odprawa wypłacona Edowi Hanwayowi, prezesowi firmy ubezpieczeniowej Cigna, który tuż przed skasowaniem ponad 73 mln dol. odprawy odmówił pokrycia przez firmę kosztów przeszczepu nerki 17-letniej Nataline Sarkisyan (miała ubezpieczenie zdrowotne Cigny), co w efekcie doprowadziło do jej śmierci.

[srodtytul]Nie tylko odprawa[/srodtytul]

Stany Zjednoczone są znane jako kraj mało przyjazny dla zwalnianych pracowników. Prawo do zasiłku dla bezrobotnych przysługuje jedynie przez pół roku z jednym wyjątkiem – kiedy odchodzący z firmy jest jej prezesem. I to w sytuacji, kiedy statystyczny szef firmy w USA ma zarobki 262 razy wyższe niż jej pracownik.

Zdaniem Paula Hodgsona z firmy Corporate Library zajmującej się badaniem zarządzania korporacyjnego średnia odprawa na świecie wynosi ok. miliona dolarów za każdy rok przepracowany w firmie.

Najczęściej do wypłaty z przynajmniej sześcioma zerami dorzucane są opcje na akcje, najróżniejszego rodzaju dodatki, często dostęp do korporacyjnej floty, samochody służbowe.

[srodtytul]Bez złota czy platyny[/srodtytul]

Prezes sieci hipermarketów budowlanych Home Depot Robert Nardelli skasował 210 mln dol. (w tym 82 mln w akcjach), a firmę zostawił w znacznie gorszej kondycji, niż ją przejął. Akcje nie wzrosły, a wojskowym drylem, jaki starał się wprowadzić, zraził sobie pracowników. Te same metody, także bez powodzenia, próbował zastosować w Chryslerze.

Kiedy Chryslera przejął Fiat, prezes Sergio Marchionne nie chciał nawet słyszeć o jakichkolwiek wypłatach dla Nardellego. Pozbył go się, nie płacąc ani grosza, i sam bez dodatkowego wynagrodzenia zajął jego stanowisko.

A Home Depot po jego odejściu zmienił zasady wynagradzania prezesów. M.in. zapowiedziano, że nie będzie już „złotych spadochronów” czy „platynowych helikopterów”, bo nie są one niezbędne, gdy firma stara się pozyskać największe talenty dostępne na „rynku prezesów”.

Odprawy za nieco ponad rok szefowania motoryzacyjnemu General Motors nie dostał także Ed Whitacre. Wcześniej jednak, kiedy odchodził na emeryturę, z telekomu AT&T zainkasował 158,5 mln dol., w GM zaś zarabiał

1,7 mln dol. rocznie. Przy tym AT&T pozwalał mu korzystać z korporacyjnego samolotu przez 10 godzin tygodniowo.

Do tego jeszcze AT&T zobowiązał się do dożywotniego płacenia podatków za Whitacre’a oraz ubezpieczenia jego samego i całej najbliższej rodziny.

[srodtytul]Procesy i wątpliwości[/srodtytul]

Jak dotąd rekordem wszech czasów jest odprawa w 2006 r. dla Williama McGuire’a z ubezpieczeniowej UnitedHealth Group, która sięgnęła 1,2 mld dol.

Ok. 400 mln dol. z kolei zainkasował Lee Raymond, odchodzący na emeryturę prezes naftowego ExxonMobil, który doprowadził do fuzji Exxona i Mobila i stworzył najbardziej dochodową firmę świata. Do tego ma on jeszcze prawo do korzystania z firmowego odrzutowca.

Największe zdziwienie obserwatorów rynku wzbudziła natomiast wypłata 185 mln dol. Johnowi Kanasowi, kiedy bank North Folk Bancorp pozwolił się przejąć Capital One Financial.

Nie wiadomo jeszcze, ile wyniesie odprawa byłego prezesa konglomeratu przemysłowego GE Jacka Welcha. Kiedy odchodził na emeryturę, miał zagwarantowaną odprawę w wysokości

9 mln dol. rocznie. Do tego doszedł jeszcze ogromny apartament w najlepszej części Manhattanu, gdzie zatrudniono też sprzątaczki, a jedna z najdroższych nowojorskich kwiaciarni ma kontrakt na dostawy świeżych kwiatów.

Welch ma otwarte rachunki w najdroższych amerykańskich restauracjach i prawo korzystania z samochodów korporacyjnych oraz z prywatnego samolotu, którym zresztą przyleciał do Polski w styczniu 2005 r. na konferencję Forum 500 współorganizowaną przez „Rz” i firmę doradczą Deloitte.

– Jak mogę latać wygodnie, to czemu mam z tego nie korzystać – mówił wtedy. Welch, którego majątek „Forbes” szacuje na 720 mln dol., tak dobrze prosperuje po odejściu z GE, że jego dochodami zainteresowała się druga z jego trzech żon – Jane Welch.

Po rozwodzie w 2003 r. dostała na pocieszenie 180 mln dol. Teraz procesuje się z byłym mężem o kolejne 20 mln. W każdym razie „spadochron” guru zarządzania jest skonstruowany w tak skomplikowany sposób, że akcjonariusze kilkakrotnie domagali się od amerykańskiej Komisji Nadzoru Giełdowego (SEC) wyjaśnienia wszystkich jego zapisów.

34 mln dol. był wart „złoty spadochron” Dicka Cheneya, który w 2000 r. odszedł z firmy wydobywczej Halliburtona i został wiceprezydentem USA. Firma okazała się jeszcze hojniejsza, bo nie skreśliła wiceprezydenta ze swojej listy płac także w czasie, kiedy był nr. 2 w USA. Przy tym pensja mu rosła cały czas, bo doliczano wysługę lat.

Cheney pozostał również akcjonariuszem Halliburtona. A kiedy administracja amerykańska uznała, że trzeba pomóc odbudowywać Irak, Halliburton wygrywał przetarg za przetargiem.

[srodtytul]Odprawy po polsku[/srodtytul]

Biorąc pod uwagę średnie zarobki prezesów spółek z warszawskiej giełdy w 2009 r., można szacować, że przeciętna odprawa prezesa waha się między 0,4 a 1,2 mln zł. Tyle firmy musiałyby zapłacić głównie za zakaz konkurencji.

Oczywiście to stawki średnie dla całej giełdy. W rzeczywistości odprawy w największych spółkach sięgają kilku milionów złotych.

Przykładem może być Jan Krzysztof Bielecki, który w ubiegłym roku z kasy Pekao zainkasował ponad 7,2 mln zł.

Równie wysoką odprawę dostała pełniąca do marca 2005 r. funkcję prezesa Kredyt Banku Małgorzata Kroker-Jachiewicz. Na jej konto wpłynęło prawie 6,1 mln zł. Piastujący po niej to stanowisko Ronald Richardson otrzymał tytułem odprawy już tylko 3,9 mln zł.

Wysokie odprawy w bankach nie powinny dziwić, gdyż od lat jest to najlepiej opłacana branża. W ubiegłym roku średnia płaca prezesa banku wyniosła ok. 2 mln zł.

W gronie rekordzistów jest też Marek Józefiak, szef Telekomunikacji Polskiej do listopada 2006 r. Na pożegnanie prezesa spółka wydała ponad 5,3 mln zł.

W tym roku z funkcji zrezygnował prezes Biotonu Janusz Guy. Jego łączne wynagrodzenie za niecały rok pracy przekroczyło 2,7 mln zł. Z czego sądząc po przeciętnej płacy prezesa w poprzednich latach, odprawa mogła sięgnąć 2 mln zł.

Na tle zachodniej konkurencji te liczby wydają się śmiesznie małe, ale w wielu przypadkach budzą olbrzymie kontrowersje. Szczególnie dotyczy to odpraw w firmach, gdzie kontrolę nad spółką sprawuje państwo.

Przykładem może być PKN Orlen. Polityczne nominacje sprawiały, że rotacje na stanowisku szefa spółki były nader częste, a odprawy jak na polskie warunki bardzo sowite.

Zbigniew Wróbel, który pracował w największym polskim koncernie naftowym od początku 2002 r. do lipcu 2004 r., zainkasował w sumie prawie 13 mln zł, z czego większość to właśnie odprawa.

Ale choć nominalnie wziął z kasy najwięcej, to rekordzistą wcale nie jest. Jego następcą został Jacek Walczykowski. Utrzymał się na stanowisku zaledwie kilkanaście dni. Za krótki dostęp do tajemnic firmy otrzymał w sumie ok. 6 mln zł. Z kolei Wojciech Heydel za ok. 4,5 miesiąca pracy na stanowisku prezesa Orlenu zainkasował prawie 4 mln zł, z czego ok. 1,5 mln zł to odprawa.

Duże rotacje są też w zarządzie KGHM. Tylko w 2008 r. odwołanym członkom zarządu, którzy pełnili swe funkcje niespełna cztery miesiące, oprócz należnego wynagrodzenia i premii spółka musiała wypłacić prawie 2,7 mln zł odpraw.

[srodtytul]Może się należy?[/srodtytul]

Są i takie odprawy, które nie budzą kontrowersji, bo prezes w takiej mierze przyczynił się do rozwoju firmy, którą opuszcza, że nagroda wydaje się uzasadniona.

Tak jest w przypadku Alessandro Profumo czy Jamesa Kiltsa, byłego prezesa Gilette. Odszedł on w 2005 r. po pięciu latach prezesowania ze 165 mln dol. odprawy, ale w tym czasie cena akcji firmy podwoiła się, Gilette kupił Duracella i doprowadził do sukcesu tej marki.

– Próbowałam kiedyś trafić w piłeczkę golfową i rozumiem teraz, dlaczego Tiger Woods zarabia 80 mln dol. rocznie – mówi Pearl Meyer, dyrektor w Steven Hall & Partners, firmie konsultingowej zajmującej się negocjowaniem wynagrodzeń prezesów. – Większość ludzi na świecie nie próbowała nigdy być prezesem. Widzą natomiast eleganckie samochody na parkingach, czasami nawet prywatny samolot. Ale nie mają pojęcia o tym, jak trudna jest to funkcja – dodaje.

Przy tym – jak wskazuje – szokująco wysokie odprawy wcale nie są na porządku dziennym. Zdarza ich się może kilka w roku, więc zwracają uwagę. Najbardziej jednak rażą te przypadki, w których płaci się miliony za marne wyniki. Rażą zwłaszcza w czasie kryzysu, kiedy wszyscy muszą oszczędzać.

Ale i nie tylko w kryzysie. Tak było w przypadku prezesa ABB Percy’ego Barnevika, który w 2002 r. po ogłoszeniu ogromnych strat przez koncern, obecny również w Polsce, zainkasował 78 mln dol. odprawy. Akcjonariusze zrobili wówczas taką awanturę, że Barnevik niemal połowę tej kwoty zmuszony był oddać.

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/307546,543707.html]Posłuchaj komentarza Anity Błaszczak:[/link][/b]

„Złote spadochrony” czy wręcz „platynowe helikoptery” – tak określane są wielomilionowe odprawy wypłacane zwyczajowo prezesom wielkich światowych korporacji. W warunkach polskich te kwoty, choć szokują w zestawieniu z zarobkami Kowalskiego, to jednak są drastycznie mniejsze.

Najczęściej gigantyczna odprawa trafia w ręce odchodzącego prezesa, gdy następuje fuzja firm. Równie często, kiedy dochodzi do różnic zdań w zarządzie co do strategii firmy.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej