Prognozowane 13 – 14 miliardów złotych zysku netto to rzeczywiście ogromna kwota. Ale zamiast zazdrościć jej akcjonariuszom banków – zresztą w większości zagranicznych – lepiej się z niej cieszyć.
Rynek bankowy jest bardzo konkurencyjny. Ceny usług bankowych w Polsce są zazwyczaj znacząco niższe niż w rozwiniętych krajach.
Jeżeli w tak trudnych warunkach zyski banków gwałtownie wzrosną, może to być tylko dobrą prognozą dla całej gospodarki. Taki zysk to nie powinien być powód,aby banki płaciły fiskusowi w przyszłym roku dodatkowy haracz.
Eksperci przewidują, że wartość kredytów hipotecznych wzrośnie o ponad 10 proc. To sygnał, iż wybudowanych zostanie 20 – 30 tysięcy nowych mieszkań. Przy ich budowie i wykończeniu zatrudnionych będzie tysiące pracowników, setki firm budowlanych i produkujących materiały, meble oraz inne sprzęty i urządzenia niezbędne do zagospodarowania nowych domów. Te firmy i zatrudnieni przez nie ludzie będą płacili fiskusowi – czyli nam wszystkim – podatki. Gdyby banki z jakichś przyczyn nie mogły udzielić tych kredytów albo byłyby one zbyt drogie, cała ta maszyneria napędzająca gospodarkę albo stanęłaby, albo toczyłaby się bardzo wolno. Pomysł, by banki zapłaciły fiskusowi dodatkowy haracz miliarda złotych, został żywcem przeniesiony z krajów o większych problemach niż Polska.
A jego celem ma być raczej poprawienie wizerunku rządu niż stanu finansów państwa. Czy miliard dodatkowych złotówek z podatku bankowego zmieni znacząco obraz budżetu? Nie. Jego celem jest raczej pokazanie, że dobry rząd strzyże zbyt wyrośnięte barany. Mimo że i bez tego dodatkowego strzyżenia powinny one dać fiskusowi 3 – 4 mld zł podatku.