Jaki biznes jest najbardziej odporny na wahania koniunktury? Odpowiedź wydaje się prosta – produkcja farmaceutyków, artykułów pierwszej potrzeby, rolnictwo. Bez względu na to, w jakim stanie jest nasz portfel, jeść (przynajmniej podstawowe produkty), myć czy leczyć się trzeba.

Żadne cykle koniunkturalne, podwyżki/obniżki stóp procentowych czy podatków niczego tu nie zmienią. Ale jest też inna uprzywilejowana branża – przemysł telewizyjny. Od 2,5 roku światowa gospodarka pogrążona jest w kryzysie i z mozołem się z niego wydobywa. W tym czasie wiele firm dotknęły bankructwa, zwolnienia, obniżki płac. Ale nie telewizję. W 2010 r. globalny przemysł telewizyjny odnotował 7-proc. wzrost i był już wart prawie 290 mld dol. Rósł też, choć minimalnie, w bardzo ciężkim 2009 r. Wynik imponujący.

Co ciekawe, coraz większy udział w przychodach branży mają opłaty za płatną telewizję. Są one już nawet większe niż wpływy od reklamodawców. Przeciętny człowiek, gdy chudnie mu portfel, gotów jest odmówić sobie pójścia do kina, wyjazdu na wakacje, kupna nowej pralki, ale za telewizję gotów jest płacić. Według szacunków Deloitte na całym świecie ludzie będą oglądać w tym roku telewizję przez 4,5 biliona godzin, co daje średnio dziennie na osobę ponad trzy godziny. Gdyby choć część tego czasu poświęcić na bardziej produktywne działania, o żadnym globalnym spadku PKB nie mogłoby być mowy.

Lud potrzebuje dwóch rzeczy: chleba i igrzysk. Tyle że teraz nie trzeba już oglądać gladiatorów w Koloseum, wystarczy rozrywka na szklanym ekranie prosto z domowej kanapy.