Jeszcze przed weekendową konferencją gwałtownie rosnące ceny żywności były wysoko w programie rozmów. Potem o nich zapomniano mimo wielokrotnych interwencji ze strony prezesa Banku Światowego Roberta Zoellicka.

Tymczasem ekonomiści przypominają, że rewolty w Egipcie i Tunezji, które doprowadziły do zamieszek na całym Bliskim Wschodzie, swój początek miały wcale nie na początku tego roku, ale dwa lata temu w Argentynie.

O kryzysie na rynku żywności mówili już przywódcy G20 podczas szczytu w Pittsburgu. Udało się nawet zebrać obietnice stworzenia specjalnego funduszu, który by takie inicjatywy wspierał. Na razie jednak deklaracje wpłat nie przekraczają nawet miliarda dolarów, a wpłacono około jednej trzeciej tej kwoty. Unia Europejska nawet nie była w stanie zadeklarować czegokolwiek, tak samo jak Chiny i Brazylia.

Horrendalne ceny żywności to nie tylko wynik nieudanych zbiorów, ale tego, co nastąpiło po nich – rekordowe transakcje spekulacyjne na rynkach żywnościowych. A także decyzje kolejnych potentatów w produkcji żywności, aby drastycznie ograniczyć jej eksport. Jeśli w tej sprawie światowi liderzy, którzy reprezentują 85 procent globalnej gospodarki, nie są w stanie się porozumieć, to znaczy, że niestety ceny nadal będą rosły. Aż do kolejnych kryzysów politycznych.