Chcą najpierw dać paniom możliwość takiego zorganizowania sobie pracy, żeby mogły pogodzić normalne życie rodzinne z obowiązkami zawodowymi. I to jest krok w dobrym kierunku. Europejskie badania demograficzne pokazują bowiem również to, że wykwalifikowanych pracowników niedługo zacznie brakować.

Na wyższych uczelniach nikt nie walczy o parytety, bo i nie ma takiej potrzeby. Później jednak zdarza się, że lata nauki się marnują, bo połączenie pracy zawodowej na pełnym etacie z jednoczesnym dbaniem o rodzinę najzwyczajniej nie jest możliwe. Dotyczy to przede wszystkim pań i nie jest to problem tylko europejski. Jednocześnie nakładanie na kobiety obowiązków ponad ich siły tylko dlatego, że są płci odmiennej, jest absurdem.

W Stanach Zjednoczonych przez dobrych kilka lat prezesem Xeroksa, największej spółki technologicznej, była Anne Mullaly, a jej zastępczynią Ursula Burns. Kiedy Anne zachorowała i musiała odejść z firmy, nikt nie miał wątpliwości, że najlepszą następczynią będzie Burns. Nie dlatego, że była kobietą, ale dlatego, że była najlepsza. I wygrała rywalizację z mężczy- zną. Sama Burns mówiła: "Nic nie poradzę na to, że jestem kobietą, a przy tym czarną. Ode mnie zależało takie pokierowanie karierą, żebym była najlepsza wtedy, kiedy będę miała szansę na awans". Dziś jest na samym szczycie najbardziej wpływowych kobiet świata.

 

I taka właśnie powinna być zasada dobierania ludzi do zarządów i rad nadzorczych. Najbardziej odpowiedzialne pozycje powinni zajmować ludzie, którzy się do tego nadają, a nie według płciowego rozdzielnika. Jeśli kobiety będą miały odpowiednie warunki, żeby pogodzić życie rodzinne z zawodowym, z pewnością powalczą o najwyższe stanowiska w firmach. I kto wie, czy wtedy politycy nie będą musieli wprowadzić kwot dla mężczyzn. Tyle że to już raczej nie jest zmartwienie naszego pokolenia.