Chiny już zmieniają świat

Luigi Maramotti, prezes Max Mara Fashion Group o miejscu polskiego rynku w strategii firmy oraz przyszłości branży odzieżowej.

Publikacja: 04.05.2011 00:50

Chiny już zmieniają świat

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Rz: Czy dzisiaj branża odzieżowa, także w segmencie luksusowym, nie jest zbyt zależna od Azji? Zlecana jest tam spora część produkcji, to także najszybciej rosnące rynki od strony popytu. Tamtejsi konsumenci mają jednak nieco inne gusty. Czy z tego powodu nie zmienią się także oferty w europejskich sklepach?

Oczywiście nie można zapominać o Azji, ale dzisiaj w szczególności chodzi o Chiny. Jako grupa mamy tam już 290 sklepów. Styl jest uniwersalny, ale nie mogę wykluczyć, że tamte rynki wywrą choćby na Europejczyków spory wpływ. Może nie będziemy dla nich specjalnie projektować, ale Chiny już dzisiaj są mocarstwem. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że wpływają na nasze codzienne życie tu, w Europie. Zmiany już są, ale nie zdajemy sobie z nich sprawy. W Europie w latach 60., też często nie zdając sobie z tego sprawy, adaptowaliśmy wiele amerykańskich wzorców. Stany Zjednoczone też się pod naszym wpływem zmieniały i wspólnie wypracowaliśmy model wygodny i odpowiedni dla obydwu stron. To, co się dzieje teraz, jest podobne.

Max Mara Fashion Group od momentu powstania należy do rodziny Maramotti. Dzisiaj jednak, zwłaszcza na rynku luksusowym, coraz bardziej umacniają się wielkie koncerny, jak LVMH czy PPR. Czy za dziesięć lat to one, a nie firmy rodzinne, będą robić wielką modę?

Obchodziliśmy niedawno 150. rocznicę zjednoczenia Włoch, świat ma kilka miliardów lat. To, co stało się w Japonii, czy wydarzenia w Afryce to było kompletnie nie do przewidzenia. Dlatego śmieszą mnie jakiekolwiek prognozy, co będzie się działo za kilka lat. Wykonujemy po prostu swój zawód i przy tym zostańmy. Nie jesteśmy firmą giełdową, co nakładałoby szereg dodatkowych obowiązków. Nie musimy zamykać bilansów co kwartał. Po prostu robimy swoje, nie musimy się ścigać z terminami. Dla każdej rodziny tego typu biznes jest ważny, ale to nie cel sam w sobie.

Nie sądzę, żeby to się miało zmienić. Dalej się rozwijamy, na świecie mamy już około 2260 sklepów, w grupie mamy 21 marek i kolekcji.

Jesteście uważani za markę konserwatywną. Jednak to, co wielu innych kreatorów pokazuje na wybiegach, nie przypomina nawet ubrań – po prostu nie da się tego nosić. Czy moda nie oderwała się od rzeczywistości? Czy pokazy mają teraz na celu robienie hałasu, aby zwiększyć sprzedaż perfum dla masowego klienta? Na kolekcje z wybiegów stać niewielką grupę.

To skomplikowana kwestia, muszę posłużyć się schematem. Wszystko idzie naprzód, moda i przygotowywanie kolekcji także. Niektóre firmy robią to bardzo szybko, wchodzą na nowe tereny, szokują, ale prędzej czy później wracają do punktu wyjścia. Jednak wcześniej wszyscy mówią o wielkiej zmianie, czymś zupełnie nowym, choć za rok nikt o tym już nie pamięta. Tymczasem firma taka jak nasza konsekwentnie robi swoje, wprowadzając nowe materiały, kroje. Jest to klasyka, ale też podlega ciągłym zmianom, nie jest przestarzała. Jednak wiele osób uważa, że klasyka jest ciągle taka sama – a to absolutna nieprawda. W tej branży nie ma ścian, za którymi nic nie ma. Jednak nowatorzy z reguły się od nich odbijają i wracają do sprawdzonych wzorów.

My mamy ich w naszych archiwach ponad 30 tys. Jest z czego czerpać. Można cytować to, co już było, w sposób głupi, ale jeśli wiąże się to z jakąś refleksją, to zdecydowanie warto tak robić. Trudno przewidzieć, co inni wymyślą na następny sezon. My nigdy nie szykujemy rewolucji i jak widać, taki model się sprawdza i jest zapotrzebowanie na takie kolekcje.

Może dlatego w Polsce macie wizerunek firmy z ubraniami dla starszych kobiet. Z czego to wynika?

Dzisiaj w modzie nie ma kategorii wiekowych, jedynie nastolatki ubierają się w zupełnie innym stylu, dlatego specjalnie do nich kierowane są oferty konkretnych firm. W pozostałych przypadkach wszystko jest względne. My staramy się dotrzeć do

wszystkich, nie kierujemy się do konkretnych grup. Nie można powiedzieć, że coś jest tylko dla kobiet po 20. roku życia, a coś innego tylko dla tych po 50. Wszystko jest mieszane i dostosowywane do konkretnych potrzeb. Również młodsze Polki urodzone w latach 80. interesują się naszymi produktami, co przekłada się także na wzrost obrotów na tym rynku.

Otworzyliście niedawno w Warszawie największy salon Max Mary w całym regionie. Jak istotny jest nasz rynek z perspektywy grupy?

Na pewno w Europie jest dla nas jednym z bardziej istotnych. W ubiegłym roku właśnie w Polsce obroty firmy wzrosły o 20 proc., co w grupie jest wynikiem doskonałym, stawiającym ten rynek obok Rosji i Chin w gronie najdynamiczniej rosnących. Do Polski mam duży sentyment, działamy tu od 1995 r. jako pierwsza marka luksusowa. Spotkaliśmy się z bardzo życzliwym przyjęciem, Polacy są na modę bardzo wrażliwi. Dzisiaj mają także coraz większą siłę nabywczą. Jeśli chodzi o wygląd, ofertę i wielkość, nasz flagowy sklep przy warszawskim

Nowym Świecie nie różni się niczym od salonów Max Mary w innych europejskich stolicach. W regionie Europy Środkowo-Wschodniej jest dla nas jednak najważniejszy.

W tym roku wasza główna marka kończy 60 lat. Jak przez ten czas zmieniła się firma i cały sektor modowy. Szykujecie coś specjalnego?

Niczego specjalnego z tej okazji nie szykujemy, dalej normalnie pracujemy. W 2006 r. powstała specjalna wystawa – retrospektywa poświęcona naszej historii, kulturze i przyszłości. Była już w Berlinie, Tokio, Pekinie, wkrótce dotrze do Moskwy. To symboliczne uczczenie tej rocznicy. Branża modowa, podobnie jak cały świat, zmienia się permanentnie. Czy ktokolwiek mógł przypuszczać, że tak teraz będzie wyglądała?

A co z odzieżą dla mężczyzn? Grupa konsekwentnie oferuje jedynie kolekcje dla kobiet. Może się to zmienić?

Mój ojciec jeszcze w latach 70. miał plan uruchomienia sprzedaży męskiej kolekcji, jednak ostatecznie, choć projekt był bardzo zaawansowany, się na to nie zdecydował. Od dawna  uczymy się szycia dla kobiet i osiągnęliśmy w tym mistrzostwo. Projektowanie i produkowanie ubrań dla nich jest i tak dużym wyzwaniem.

CV

Luigi Maramotti jest synem założyciela Max Mara Fashion Group Achille Maramottiego. Miesięcznik „Forbes" kilka lat temu majątek rodziny wyceniał na ponad 2 mld dol. Luigi Maramotti ma 54 lata, skończył ekonomię na uniwersytecie w Parmie. Pracę zaczął w 1976 r. w Nowym Jorku w firmie Evan Picone, także z branży odzieżowej. Do rodzinnej firmy wrócił po pięciu latach na stanowisko product managera. W 1989 r. został dyrektorem zarządzającym Max Mary, obecnie kieruje całą grupą, która jest jednym z wiodących graczy na rynku luksusowym. Zasiada w Radzie Dyrektorów grupy Unicredit oraz jest wiceprezesem Credito Emiliano.

Rz: Czy dzisiaj branża odzieżowa, także w segmencie luksusowym, nie jest zbyt zależna od Azji? Zlecana jest tam spora część produkcji, to także najszybciej rosnące rynki od strony popytu. Tamtejsi konsumenci mają jednak nieco inne gusty. Czy z tego powodu nie zmienią się także oferty w europejskich sklepach?

Oczywiście nie można zapominać o Azji, ale dzisiaj w szczególności chodzi o Chiny. Jako grupa mamy tam już 290 sklepów. Styl jest uniwersalny, ale nie mogę wykluczyć, że tamte rynki wywrą choćby na Europejczyków spory wpływ. Może nie będziemy dla nich specjalnie projektować, ale Chiny już dzisiaj są mocarstwem. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że wpływają na nasze codzienne życie tu, w Europie. Zmiany już są, ale nie zdajemy sobie z nich sprawy. W Europie w latach 60., też często nie zdając sobie z tego sprawy, adaptowaliśmy wiele amerykańskich wzorców. Stany Zjednoczone też się pod naszym wpływem zmieniały i wspólnie wypracowaliśmy model wygodny i odpowiedni dla obydwu stron. To, co się dzieje teraz, jest podobne.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację