Maleją produkcja i eksport. Fabryki ogłaszają przerwy techniczne, a pracownicy tego sektora, uważani za jednych z najlepszych i najefektywniejszych w Europie, zaczynają na poważnie obawiać się o zatrudnienie. Kolejne miesiące mogą okazać się coraz gorsze, bo na głównych rynkach eksportowych sytuacja gospodarcza i nastroje konsumentów raczej nie wskazują na szybki wzrost popytu. Szkoda polskiej Lancii Ypsilon, która miała szanse stać się przebojem eksportowym, chociaż nie na skalę swojej poprzedniczki – Pandy. Niestety, Włosi, którzy tak polubili to auto, tną wydatki „do kości". Na szczęście jeszcze istnieją rynki pozaeuropejskie, gdzie eksport rośnie, ale i tam wzrost gospodarczy, a co za tym idzie, i popyt na dobra trwałe nie rośnie tak, jak można byłoby sobie tego życzyć.
Kłopoty polskich fabryk pogłębiają się, bo tylko w niewielkim stopniu mogą one liczyć na rynek własny. Rząd nie zamierza wprowadzić żadnych zachęt do zakupu nowych aut, to zresztą niezmienna polityka. Mszczą się także lata nieskutecznych działań, które nie potrafiły zahamować importu wraków. Niekonsekwentne próby powstrzymania tego procederu nie zmieniły w ogóle lub zmieniły tylko minimalnie sytuację. W efekcie zapewne będzie tak jak zwykle. Ponieważ jest kryzys, to produkcja i eksport z polskich fabryk spadną, za to import starych, używanych aut będzie rósł w najlepsze. I pozostanie nam znów ubolewać, że polityka w tym względzie się nie zmieniła.