Trudno zakładać, że Słowacy – choć być może są największymi sceptykami, jeśli chodzi o ratowanie zadłużonych państw strefy euro – ostatecznie nie poprą zwiększenia kwoty, jaką będą musieli poświęcić na powiększenie możliwości EFSF. Po tym, jak na dodatkowe wydatki zgodził się szereg większych państw posługujących się wspólną walutą, wydaje się to przesądzone. Zawsze jest jednak jakiś element niepewności – do wykorzystania głównie przez inwestorów na giełdach, rynku walutowym, a także – oczywiście – przez polityków w Bratysławie.
Jest zupełnie oczywiste, że powiększenie EFSF to działanie na krótką metę. Do rozwiązania kryzysu trapiącego Europę, który sam prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet, nazywa kryzysem systemowym, trzeba będzie rozwiązań systemowych, a nie po prostu dorzucania pieniędzy. Jakich? Gdyby możliwe były proste rozwiązania, europejscy politycy, pomimo całej swojej niechęci do działania, z pewnością by się już na nie zdecydowali.
Pewnym można być jednego: ratowanie się przed kryzysem będzie jeszcze sporo Europę kosztowało. Ten rachunek z pewnością zobaczymy w postaci rosnących deficytów finansów publicznych i zadłużenia poszczególnych krajów. I – tu (potencjalne) miejsce na kolejną ironię losu – mimo wszystkich narzekań na sytuację finansów naszego państwa szybko możem, może się okazać, że w porównaniu z unijnymi partnerami nie wypadamy wcale tak źle.
Tyle tylko, że to nie jest liga, z którą dziś powinniśmy się porównywać.