Naciskani ze wschodu i zachodu europejscy przywódcy dwoją się i troją. Kanclerz Niemiec, Angela Merkel i prezydent Francji, Nicolas Sarkozy praktycznie się nie rozstają, dodatkowo spotykają się z nowymi szefami rządów pogrążonych w kryzysie Grecji, Włoch i Hiszpanii. Wszyscy oni wiedzą, że jeśli w tym tygodniu nie zostanie wypracowany ostateczny i wiarygodny program wyprowadzenia gospodarki już nie tylko strefy euro, ale i unijnej już cała Unia, nie tylko sam euroland stracą wiarygodność.
W tym co robią kanclerz Merkel i prezydent Sarkozy są naciskani ze wschodu i zachodu. Amerykański sekretarz skarbu, Timothy Geithner specjalnie przyjeżdża do Europy, żeby jego naciski były bardziej skuteczne. Dotychczas nie miał w tym specjalnych sukcesów, teraz jednak sytuacja jest już tak poważna, że politycy europejscy muszą posłuchać zdenerwowanego Geithnera, który widzi, że europejscy kryzys zaszkodzi także Stanom Zjednoczonym.
Coraz silniejsze naciski na Europę pojawiły się także ze wschodu. Chińczycy w typowy dla siebie zawoalowany sposób dali znać Brukseli, że nie ma co liczyć na wsparcie finansowe z tej strony. — Nasze rezerwy nie są po to, by ratować finanse jakiegoś kraju — powiedziała wiceminister spraw zagranicznych Chin, Fu Ying. Była to odpowiedź na informację z Paryża, że prezydent Sarkozy zamierza zadzwonić do prezydenta Chin z prośbą o pomoc.
Nie ma więc innego wyjścia. Europa musi pomóc sama sobie. Chińczycy przekonują, że Europa ma do tego i środki i fundamenty na których tę pomoc może budować. Na takie, które nie popsują nam nie tylko atmosfery podczas najbliższego Bożego Narodzenia, ale zadecydują jak będziemy żyć przez kilka kolejnych lat.