Rozpad UE i strefy euro to druga transformacja

Ideologie „założycielskie" wspólnoty socjalistycznej oraz europejskiej miały identyczne konsekwencje w postaci nieustannego wzrostu wydatków i długów – pisze wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha

Publikacja: 18.12.2011 18:30

Rozpad UE i strefy euro to druga transformacja

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Red

Światowej sławy ekspert w dziedzinie przywództwa John Scherer zauważył, że "turbulencje są zwiastunem możliwości. Nie tylko z tego powodu, że dzięki nim zmiana jest możliwa, ale przede wszystkim dlatego, że staje się ona obligatoryjna". Dziś nikt nie ma wątpliwości, że dwie unie, europejska i walutowa, w dotychczasowej postaci się skończyły. Najlepszym tego dowodem są zaproponowane zmiany zasad funkcjonowania strefy euro. Są one tak daleko idące, że w ich obliczu niektóre rządy postanowiły uzyskać zgodę swoich parlamentów.

Sytuacja pod pewnymi względami jest podobna do tej sprzed ponad dwóch dekad, gdy rozpadał się blok sowiecki.

Wydatki ponad miarę

Cyril Northcote Parkinson stwierdził, że "ustroje upadają nie dlatego, że są okrutne, tylko dlatego, że bankrutują". Kraje bloku sowieckiego po prostu zbankrutowały. Ówcześni przywódcy liczyli, że kredytami uda im się wprowadzić "innowacyjność" w gospodarce ręcznie sterowanej. Kredyty i kupowane licencje nie mogły uczynić konkurencyjnymi rządowych przedsiębiorstw poddanych reżimowi centralnego planowania, a nie rynku. Rządy osiągnęły takie zadłużenie nie tylko u zagranicznych wierzycieli, ale też u własnych obywateli, że nie można było go w żaden sposób spłacić.

Przejawem schyłku reżimów systemu realnego socjalizmu było gorączkowe szukanie kolejnych kredytów oraz organizowanie niekończących się szczytów, zwanych jeszcze wtedy plenami. Wówczas też dyskutowano aż do upadku systemu o koniecznych reformach przy utrzymaniu status quo. Dzisiejsze szczyty, deklaracje bezwarunkowej obecności w strefie euro jako żywo przypominają klimaty sprzed naszej transformacji.

Wspólnym mianownikiem dla państw bloku sowieckiego oraz krajów unii państwowej i walutowej jest zadłużenie, którego nie daje się spłacić. Tak jak gospodarki poddane dyktatowi planu, tak też gospodarki rynkowe w reżimie dyrektyw wytwarzają o wiele za mało, aby pokryć wydatki rządowe i wykładniczo rosnące koszty obsługi wciąż zaciąganych długów.

Ideologie, które były "założycielskie" dla wspólnoty socjalistycznej oraz europejskiej, miały identyczne konsekwencje w postaci nieustannego wzrostu wydatków i długów. Przez całe dekady gospodarki rynkowe ciągle generowały nadwyżki i miały jawnie "ujemne" bezrobocie, np. gospodarka niemiecka w latach 60. i 70. minionego wieku. Wprowadzenie w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej wspólnej polityki rolnej, czyli modelu rolnictwa rynkowego w formie a socjalistycznego w treści, miało taki sam sens i skutek  jak dziś setki miliardów tzw. pomocy dla rządu w Grecji. Gospodarce rynkowej rządy zabierały całe branże i zamieniały je w miejsca "pracy chronionej" przed rachunkiem ekonomicznym. Kurczył się obszar rynku tworzący bogactwo, a powiększał administracyjnie utrzymywany ugór.

Druga fala transformacji

Obecna transformacja jest rezultatem bankructwa tzw. państwa dobrobytu, tak jak poprzednia bankructwa realnego socjalizmu. Jak zauważył Tomasz Buckle, dziewiętnastowieczny historyk cywilizacji, "wojny nie przyniosły takich zniszczeń i nędzy narodom jak błędne poglądy na ekonomię". Ideologia, że urzędnicy są twórcami dobrobytu, który przydzielany jest obywatelom, skutkowała coraz większymi ingerencjami w rynkowy sektor, zmniejszając tempo przyrostu bogactwa. Różnicę między rosnącymi wydatkami rządu a dochodami budżetu pokrywano z pożyczek, zwanych dziś długiem publicznym. Ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej zastanawiali się, czy w konstytucji nie wprowadzić artykułu, który pozwalałby rządowi wydawać tylko tyle, ile będzie miał dochodów. Uznali jednak taki artykuł za zbędny, stwierdzając, że trzeba byłoby być szalonym, aby wydawać więcej, niż się ma.

Dzisiejsze propozycje kanclerz Niemiec i prezydenta Francji sprowadzają się do ingerencji w suwerenny, nawet jeśli "szalony", polityczny proces przyjmowania budżetów państw narodowych. Jest to niezbity dowód na to, że obecny kryzys w strefie euro to rezultat defektu w systemach politycznych, a nie finansowych czy gospodarczych. W dzisiejszej demokracji nie ma praktycznie żadnych granic dla rządu, który zadłuża przyszłe pokolenia. Cecha ta upodabnia praktykowaną dziś demokrację do autorytarnych reżimów realnego socjalizmu.

Przywracanie normalności

Życie na kredyt socjalnego państwa dobrobytu się skończyło. Trwa jego obrona pod hasłem utrzymania jedności unii walutowej. Przed bankructwem uchronić ją mają kolejne pożyczki i coraz bardziej horrendalne, nie do spłacenia i ogarnięcia, zadłużanie. Historia, zwłaszcza w przypadku bankructw, jest powtarzalna. Państwa bloku sowieckiego były bankrutami. Ich transformacja sprowadzała się do przywrócenia wolnego rynku i wolności politycznej oraz redukcji zadłużenia i socjalnych funkcji rządów.

Druga transformacja w Europie będzie najprawdopodobniej zbliżona do tej pierwszej. Gospodarki krajów unijnych potrzebują uwolnienia od kosztów polityki klimatycznej, rolnej i innych, które są już dla nich nie do udźwignięcia. Nie jest to nic innego jak przywracanie normalności, którego doświadczaliśmy po latach życia w PRL.

Zmienią się też bez wątpienia instytucje polityczne. Nie do utrzymania będzie władza instytucji unijnych, która nie pochodzi z demokratycznych wyborów ani nie podlega ich kontroli.

Możemy wspomóc państwa strefy euro doświadczeniem z transformacji. Jest ono bezcenne, nie ma więc już potrzeby szafowania pieniędzmi polskich obywateli. W dodatku jest na wyciągnięcie ręki. Tak samo jak doświadczenie życiowe, które uczy, że przy płonącym i walącym się gmachu, jakim jest dziś euro, można się co najwyżej poparzyć, a nie ogrzać, jak uważa polski rząd.

Autor jest założycielem i wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha  – Pierwszego Niezależnego Instytutu w Polsce

Światowej sławy ekspert w dziedzinie przywództwa John Scherer zauważył, że "turbulencje są zwiastunem możliwości. Nie tylko z tego powodu, że dzięki nim zmiana jest możliwa, ale przede wszystkim dlatego, że staje się ona obligatoryjna". Dziś nikt nie ma wątpliwości, że dwie unie, europejska i walutowa, w dotychczasowej postaci się skończyły. Najlepszym tego dowodem są zaproponowane zmiany zasad funkcjonowania strefy euro. Są one tak daleko idące, że w ich obliczu niektóre rządy postanowiły uzyskać zgodę swoich parlamentów.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację