Co pewien czas możemy przeczytać wywiady z prezesem Głównego Urzędu Statystycznego. Janusz Witkowski dzieli się w nich spostrzeżeniami na temat perspektyw wzrostu gospodarczego, inflacji czy bezrobocia. To dane statystyczne, które z określoną częstotliwością są publikowane przez GUS, na które czekają ekonomiści i analitycy rynków finansowych, a które na te rynki mają czasem mocny wpływ. Jednak dotyczą one przeszłości. O możliwych przyszłych wynikach gospodarki - dodajmy w sposób dość lakoniczny - przedstawiciele GUS wypowiadali się (i wypowiadają) jedynie raz w miesiącu przy okazji organizowanych przez urząd konferencji.
Obecny prezes postanowił do tych wypowiedzi dodać jeszcze swoje wystąpienia w formie wywiadów. Tylko jak przyjąć takie wypowiedzi, w których wskazuje, że "tempo wzrostu może się więc w tym roku okazać jeszcze lepsze niż się powszechnie oczekuje, czy to w ustawie budżetowej czy projekcji NBP " lub że "w okolicach czerwca i lipca może nadejść okres dezinflacyjny i wówczas nastąpi wyraźna poprawa wskaźnika inflacji".
Pytanie czy GUS jest kolejnym ośrodkiem prognostycznym w ramach rządu? Nawet jeśli jego prezes nie podaje konkretnych liczbowych danych to niejako "pojawia się na rynku" i może wpływać na zdarzenia na nim. Kuriozalne było też stwierdzenie z jednego z poprzednich wywiadów, w którym jako realne oceniał rządowe prognozy wzrostu gospodarczego.
Podobnie kontrowersyjne w pewnym momencie stały się prognozy inflacyjne resortu finansów. Ministerstwo każdego pierwszego dnia miesiąca publikowało swój szacunek inflacji za miesiąc poprzedni. Dodajmy, na dwa tygodnie przed oficjalną publikacją danych przez GUS. Prognoza MF niejako ustawiała rynek, bo z reguły analitycy resortu - mając szeroki dostęp do przydatnych w tym wypadku danych - trafiali ze swoim szacunkiem. Po publicznych dyskusjach i głosach z rynku, ministerstwo wycofało się z publicznego prognozowania skali zmiany cen towarów i usług.
Choć na razie chyba nikt nie zwrócił na to uwagi, to warto by prezes GUS rozważył pójście drogą resortu finansów. W końcu to Główny Urząd Statystyczny a nie Główny Urząd Prognoz.