Po raz pierwszy od trzech miesięcy wskaźnik PMI, który służy do obliczania stanu ożywienia firm, poszedł w górę. Powstaje on na podstawie ankiety wśród kilkuset menedżerów, którzy informują, jak zmieniła się w porównaniu z poprzednim miesiącem kondycja ich firm. Z początkiem roku zawiało więc nie tylko siarczystym mrozem, ale i optymizmem w gospodarce.
Po złym przyjęciu nowego paktu fiskalnego w kraju nasz minister finansów znów będzie miał się czym chwalić przed swoimi kolegami ze Starej Europy.
Za wcześnie jednak, by na stałe mówić o zmianie nastrojów – pakt fiskalny będzie budził kontrowersje jeszcze miesiącami, a ożywienie może być wciąż chimeryczne. Lepsze dane spływające od naszych przedsiębiorców to głównie efekt wzrostu zamówień w eksporcie. Po prostu słabszy złoty poprawił perspektywy dla eksportu. Teraz jednak obserwujemy jego umocnienie. Nasza waluta jest najsilniejsza w stosunku do euro od początku września ubiegłego roku. Cały czas, mimo rewelacyjnego wyniku wskaźników PMI, dane te są też niższe, aniżeli były w pierwszej połowie 2011 roku.
Mimo iż powoli obserwujemy próby przełamania bessy, jaką mamy na giełdach od ponad pół roku, wiele wskazuje na to, że jest to jednak rynkowa życzeniowość i po prostu czysta spekulacja, nakierowana na realizację zysków. Wśród ekonomistów wciąż dominuje czarna wizja rozwoju wydarzeń w globalnej gospodarce co najmniej do połowy tego roku. Później ma być lepiej. My, biorąc pod uwagę już opublikowane wskaźniki, teoretycznie mamy szansę w tym roku na wzrost PKB rzędu nawet 3,5 proc. Niestety, równocześnie Polska doświadczy znaczącego cięcia w sferze inwestycji publicznych. Na istotny wzrost zatrudnienia i wyższe pensje na razie nie ma więc co liczyć.