Polska wciąż na uboczu

Pamiętacie, państwo, wzruszającą troskę o nasz wizerunek, kiedy Polska zwlekała z ratyfikacją traktatu lizbońskiego?

Publikacja: 15.04.2012 19:42

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Co to się działo, prezydent Nicolas Sarkozy krzyczał na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przewodniczący Jose Manuel Barroso groził, że Polska straci dotacje. A ostatnie wystąpienie duńskiej premier, pamiętacie? Helle Thorning-Schmidt bała się, że odrzucając stachanowskie normy redukcji CO2, Polska utraci status odpowiedzialnego narodu.

Pewnie, że pamiętacie. Czerwoni byliście ze wstydu. A potem wszyscy przygryzaliście wargi – żeby tylko naszemu premierowi udało się wcisnąć ekstrakrzesło przy stole paktu fiskalnego. Przyjaciele rządu trzymali kciuki od Pirenejów po Islandię. I nic.

Aż tu nagle, przez nikogo nieproszony wybitny amerykański ekonomista w wybitnym amerykańskim magazynie „Forbes" napisał, że czas na wymianę stołków w G20. W miejsce Argentyny należy tam wprowadzić Polskę. Pod rządami Kirchnerów – najpierw męża, teraz żony – Buenos Aires fałszuje dane makroekonomiczne, odebrało suwerenność Bankowi Centralnemu, nacjonalizuje, kantuje i kto wie, czy znowu nie zbankrutuje. A jakże, chcemy w jej miejsce Polski? Jedynego kraju z takim wzrostem gospodarczym na Starym Kontynencie – wtóruje „Forbesowi" prestiżowy tygodnik „The Economist". Za nimi jeszcze kilku znaczących ekonomistów.

Hola, hola, a procedury? Nic prostszego. W 1986 roku na szczycie Regan – Gorbaczow w Rejkiawiku, kiedy skończył się czas i procedury nakazywały zamknięcie rozmów, przywódcy o godzinę cofnęli zegarki na Islandii. Nie takie procedury „odprocedowywano".  Państwo pamiętacie, że zanim mieliśmy G20, było G6, potem zrobiło się G7. Rosja bardzo chciała należeć do tej grupy, ale nie szło uznać ją za najbardziej uprzemysłowioną potęgę. Wiadomo, procedury. Niewiele myśląc, prezydent Bill Clinton zaproponował formułę G7+1. Teraz wystarczy zrobić G20-1+1.

Przywódcy, którzy potrafili wolnym rynkiem uzasadnić dopłaty rolne, troską o demokrację przyjęcie bez referendum unii fiskalnej, z pewnością dadzą sobie radę z prostą arytmetyką. Jeśli zechcą.

I w tym szkopuł. Nie wystarczy na nich krzyknąć i żądać – jak chciał Kaczyński. Ale nie da się też ich mamić zieloną wyspą – jak próbował Tusk.

Z wciąż rozbabranymi reformami, na uboczu francusko-niemieckiego centrum decyzyjnego, bez samodzielnego potencjału zbrojnego i najmniejszego wpływu na politykę wschodnią Polska – choć silna w liczbach – pozostaje słaba w światowej hierarchii.

Co to się działo, prezydent Nicolas Sarkozy krzyczał na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przewodniczący Jose Manuel Barroso groził, że Polska straci dotacje. A ostatnie wystąpienie duńskiej premier, pamiętacie? Helle Thorning-Schmidt bała się, że odrzucając stachanowskie normy redukcji CO2, Polska utraci status odpowiedzialnego narodu.

Pewnie, że pamiętacie. Czerwoni byliście ze wstydu. A potem wszyscy przygryzaliście wargi – żeby tylko naszemu premierowi udało się wcisnąć ekstrakrzesło przy stole paktu fiskalnego. Przyjaciele rządu trzymali kciuki od Pirenejów po Islandię. I nic.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację