Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę siłę nabywczą, tak dobrze już nie jest, a ceny ciągle rosną.

Dla wielu polskich rodzin żywność to wciąż główna pozycja w budżecie. Na ten cel przeznaczane jest ponad 20 proc. dochodów, więc nawet niewielki wzrost cen jest sporym problemem. Może tegoroczne podwyżki będą mniejsze niż w 2011 r., ale i tak mogą spowodować wyłom w wielu budżetach.

Od kilku lat zmieniają się zwyczaje zakupowe, coraz chętniej odwiedzamy dyskonty czy kupujemy produkty marek własnych sieci, co pozwala na oszczędności. Wielu konsumentów zapomniało, że jeszcze kilka lat temu także były one tanie, ale często z trudem można je było uznać za jadalne. Całe szczęście firmy zrozumiały, że może i cena jest głównym kryterium wyboru, ale to nie oznacza, że mogą sprzedać wszystko – byle jakie, ale tanie.

Konsumenci chcą płacić mało, ale oczekują wysokiej jakości. Nasz rynek jest wciąż jednym z najbardziej konkurencyjnych w Europie i dzięki temu można przebierać w ofercie ponad 100 tys. sklepów spożywczych. Jednak im dalej od dużych miast, tym sytuacja wygląda gorzej. Co roku znika tysiące małych sklepów, dlatego coraz większa grupa osób już nie może zrobić zakupów w miarę blisko domu.

Do łask wraca handel obwoźny, ponieważ trudno się spodziewać, żeby zgodnie z zapowiedziami Komisji Europejskiej alternatywą dla zamykanych sklepów, zwłaszcza w małych miejscowościach czy wsiach, stały się zakupy internetowe. To nadal opcja, z której korzystają mieszkańcy dużych miast.