Szef eService daje do zrozumienia, że to wina organizacji wydających karty płatnicze - Visa oraz MasterCard. Przewidują one istnienie usługi o nazwie charge back, która polega na tym, że klient, który kupił produkt lub usługę za pośrednictwem karty, a nie zrealizował swojej usługi lub nie dostał produktu, ma prawo zwrócić się za pośrednictwem swojego banku do agenta rozliczeniowego o zwrot pieniędzy.
I takiej sytuacji obawia się właśnie eService. W niektórych przypadkach agent rozliczeniowy musiałby bowiem zwrócić pieniądze z własnych środków, a dopiero potem starać się je odzyskać od firmy, która praktycznie nie ma już żadnych aktywów. I jak tłumaczy w mediach prezes - dla firmy to „ogromne ryzyko finansowe".
Nie dodaje już co prawda, że procedura odzyskiwania jest długa i trudno z niej skorzystać, ale co tam. Co więcej, kilka dni temu jeden z wiceszefów Związku Banków Polskich stwierdził, że nikt nie powinien być zdziwiony, iż agenci rozliczeniowi obawiają się ryzyka związanego z bankructwami biur podróży.
No więc ja jestem zdziwiona i to podwójnie (także jego wypowiedzią). I mam nadzieję, że nie jestem osamotniona. Rozumiem, że dla części firm znacznie lepiej byłoby, gdyby ryzyko w biznesie w ogóle nie istniało. Albo gdyby zawsze obciążało klienta.
Wyobraźmy sobie sytuację, że problemy w branży budowlanej są bardziej bolesne dla firm budujących mieszkania niż autostrady. Wprowadzimy wówczas „zwyczaj" ( przecież nie obowiązek) płacenia za mieszkania gotówką.