Nie zmyślam, naprawdę są tacy, którzy tak uważają. Na przykład eksperci brytyjskiego Narodowego Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych (NIESR). Niedawno na łamach „Financial Timesa" dowodzili, że zbawienne skutki dla tamtejszej gospodarki mają odszkodowania, które wypłacić muszą banki ukarane za nieuczciwą sprzedaż ubezpieczeń kredytów.
Mniejsza o szczegóły skandalu. Dość powiedzieć, że pięciu największych brytyjskich kredytodawców do końca maja wypłaciło klientom 4,8 mld funtów rekompensat, a drugie tyle na ten cel odłożyło. Otóż zdaniem ekspertów NIESR, ma to na gospodarkę takim sam wpływ, jak ulgi podatkowe. Konsumenci dostają niespodziewany zastrzyk gotówki, więc zwiększają wydatki i podgrzewają w ten sposób koniunkturę.
Na pierwszy rzut oka to wyjaśnienie nosi znamiona sensu. W rzeczywistości kryje się w nim błąd, który Frederic Bastiat obnażył ponad półtora wieku temu w eseju „Co widać, a czego nie widać". Dziś nadal jest on niestety w myśleniu o gospodarce powszechny.
Francuski ekonomista tłumaczył w barwnych anegdotach, że rozmaite wydarzenia ekonomiczne mają konsekwencje daleko wykraczające poza te bezpośrednie, widoczne od pierwszej chwili. Szczególny rozgłos zyskała jego historyjka o chuliganie, który stłukł szybę w piekarni. Jeden z przechodniów pociesza piekarza, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W końcu dzięki temu zarobi szklarz, który przecież część dochodów przeznaczy na pieczywo.
Pocieszyciel zapomniał jednak o tym, że gdyby piekarz nie musiał zapłacić za wymianę szyby, miałby gotówkę, którą przeznaczyłby na inny cel, na przykład na nowe buty. W tym wypadku zarobek szklarza jest więc stratą szewca.