Polska nie dostanie 80 mld euro

Polski rząd nie powinien liczyć na zbyt wielką pulę z UE po 2013 r. - uważa Paweł Świdlicki, ekspert Open Europe

Publikacja: 19.09.2012 09:34

Polska nie dostanie 80 mld euro

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Trwa dyskusja o unijnym budżecie na lata 2014-2020. Polska, jak dotychczas, liczy na duże transfery z polityki spójności?

Paweł Świdlicki:

Najlepiej byłoby tę politykę gruntownie zreformować. Polityka regionalna Unii Europejskiej powinna być realizowana na zasadach podobnych jak transfery z Funduszu Spójności. Pieniądze powinny trafiać jedynie do najbardziej potrzebujących państw UE.

Czyli najbiedniejszych?

Dokładnie tak. Oczywiście w ich gronie jest też  specyficzna grupa państw najbardziej dotkniętych przez kryzys w strefie euro. To Grecja, Hiszpania, Portugalia i Włochy i z nimi jest największy kłopot. Teoretycznie zaliczają się do krajów bogatych jeśli chodzi o PKB. I to mimo tego, że ten spadł im w ostatnich latach, ale i tak jest wysoki w porównaniu z Polską, Czechami czy Węgrami. W kontekście polityki spójności mówimy więc o trzech kategoriach państw.

Jakie to kategorie?

Pierwsza grupa to m. in.: Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Szwecja. Nie ma powodu, aby kraje te nadal aktywnie uczestniczyły w polityce regionalnej, choć byłoby dobrze, aby wciąż poprzez wkład do wspólnego budżetu wspierały państwa takie jak Polska. Nie ma jednak sensu, aby regiony z tych krajów nadal płaciły pieniądze do budżetu centralnego, które potem przez Brukselę do nich wracają. Bardziej sensowne byłoby, aby te kraje tylko dopłacały do wspólnego budżetu. Ich prowincje same powinny prowadzić politykę  regionalną. Druga grupa to kraje nowej Europy, które potrzebują  wsparcia z polityki regionalnej. A trzecia to wspomniane już kraje śródziemnomorskie. Im potrzebny jest inny rodzaj pomocy, bo fundusze europejskie, szczególnie w ostatnich 10-15 latach, im nie pomogły, a w niektórych przypadkach nawet zaszkodziły.

Jak bezzwrotny transfer pieniędzy mógł im zaszkodzić?

Weźmy przykład Hiszpanii. Oczywiście w latach 80. i 90. XX wieku potrzebowała pieniędzy żeby zbudować infrastrukturę, ale już w ostatniej dekadzie ten sektor gospodarki był wystarczająco nasycony. Pieniędzy europejskich było już za dużo co przyczyniło się do tego co można nazwać bublem ekonomicznym. Obecna zła pozycja Hiszpanii wynika m.in. właśnie z tego, że za dużo pieniędzy wpakowano w infrastrukturę. Są puste mieszkanie, a nawet puste lotnisko, które zbudowano za unijne pieniądze z zerowym pożytkiem i dla Hiszpanii i szerzej dla całej UE. To samo obserwujemy w Portugalii, szczególnie na Maderze. Zrealizowano tam całą masę inwestycji tylko dlatego, że były pieniądze, a nie dlatego że te projekty były potrzebne.

Jaka pomoc jest potrzebna tym krajom?

Oparta na reformie rynku pracy. Rząd niemiecki na czele z kanclerz Angelą Merkel wraz z Komisją Europejską  stale mówią o reformie rynku pracy w tych krajach, który jest postrzegany jako bardzo sztywny. Co prawda w ramach polityki spójności mamy Europejski Fundusz Społeczny (EFS), który ma m.in. na celu wzrost zatrudnienia i przeciwdziałanie bezrobociu. Jednak EFS się nie sprawdził.

Tymczasem w projekcie budżetu na lata 2014-2020 Bruksela zaproponowała na EFS znacznie większą pulę?

Cele EFS są racjonalne, ale w obecnej formie nie zdał on sprawdzianu. Popatrzmy tylko na bezrobocie, szczególnie wśród młodych w Hiszpanii i Grecji. Dlatego żeby gruntowna reforma polityki spójności się powiodła trzeba zastąpić pieniądze na EFS innymi środkami, tyle że znacznie bardziej efektywnymi. Musi to być bardzo konkretna pomoc, bo Grecja i Hiszpania przez ostatnie dwadzieścia lat wchłonęły masę pieniędzy europejskich i żeby nadal miały je otrzymywać to coś musi się zmienić. Efekty muszą być bardziej widoczne.

Wróćmy do Polski, największego odbiorcy pomocy z polityki regionalnej. Polski rząd liczy na 80 mld euro z nowego budżetu Unii?

To zależy od tego jak potoczą się negocjacje. Problem jest taki, że kraje bogatsze chcą zaoszczędzić i dla nich polityka spójności to mechanizm, w który o wiele więcej wkładają niż otrzymują z powrotem.

Traktują więc politykę regionalną jako pierwsze źródło oszczędności?

Nie do końca. Myślę, że Niemcy i Wielka Brytania chętniej by zaoszczędziły na pieniądzach ze Wspólnej Polityki Rolnej, ale w sytuacji gdy takim cięciom stanowczo sprzeciwia się Francja to idąc po najmniejszej linii oporu szukają oszczędności w polityce spójności. Do pewnego stopnia można to zrozumieć, ale o wiele bardziej sensowna jest właśnie reforma polityki rolnej.

Finalnie Polska wywalczy spodziewane 80 mld euro?

Żeby do tego doszło muszą nastąpić cięcia gdzie indziej. Może Niemcy, Francja i Wielka Brytania nie zgadzają się gdzie ciąć wspólny budżet, ale zgadzają się, że ciąć trzeba. Chcą zaoszczędzić 100 mld euro przez siedem lat. Aby otrzymać 80 mld euro Polska musiałaby się zgodzić na cięcia w polityce rolnej, a przecież z niej też dostajecie niemałe pieniądze. Nie wiem czy zgodzi się na to Polskie Stronnictwo Ludowe. Ostatecznie więc polski rząd musi być gotowy na to, że 80 mld euro nie dostanie, chociaż i tak prawdopodobnie może liczyć na więcej niż w obecnej perspektywie budżetowej.

Mówimy o wpływie kryzysu. Jak jest on postrzegany z Londynu?

Nie jest tak, że Brytyjczycy cieszą się z kryzysu, bo dla ekonomii brytyjskiej to też wielki ciężar, ale dla wielu osób szczególnie z partii konserwatywnej jest to potwierdzenie, że słusznie zrobili przeciwstawiając się wejściu Wielkiej Brytanii do strefy euro. Im kryzys trwa dłużej tym gorzej dla brytyjskiego rządu. Nie może on skutecznie prowadzić własnej polityki gospodarczej. Dlatego premier Cameron nawoływał ostatnio innych polityków europejskich do bardziej zdecydowanej walki z kryzysem. Nic to nie pomogło, bo taki apel ze strony Camerona jest źle odbierany. Pozostali mówią, że poucza ich ktoś kto nie jest i nie chce wejść do strefy euro.

Ale chyba nie ma takich zakusów na wyspach, aby wyjść z Unii?

Z Unii rząd brytyjski wyjść nie chce, bo jest świadom korzyści płynących z jednolitego rynku, ale opinia publiczna jest negatywnie nastawiona do Unii. Chodzi o wiele czynników, w tym historycznych i kulturalnych. W tym kontekście mniej ważne jest to czy chodzi o realne koszty członkostwa czy postrzegane. Wielu tych którzy głosowali za wejściem Wielkiej Brytanii w 1973 roku do Unii czują, że była to zupełnie inna Unia niż teraz. Czują, że to wszystko dzieje się bez ich zgody. Trudno powiedzieć jaki byłby wynik referendum gdyby się ono odbyło jutro. Jest duża niechęć do Unii. Mimo to wielu z nas dostrzega korzyści ze wspólnego rynku, a przede wszystkim stabilność polityczną w Europie. Zamiast więc wychodzić z Unii musimy zabiegać o zmianę statusu członkowskiego Wielkiej Brytanii.

Wasza pozycja już jest dobra. Macie przecież tzw. rabat brytyjski?

Rabat można wymienić na gruntowną reformę w polityce rolnej i regionalnej. Rabat wynika z tego, że budżet europejski jest za wysoki i niewydolny. Gdyby jego wartość spadła to i rabat obniżyłby się drastycznie.

Ale przecież wspólny budżet to ledwie 1 proc. unijnego PKB?

Tak, ale nawet w tym jednym procencie są miliardy euro, z których można lepiej korzystać. Poza tym skoro jest kryzys i rządy muszą szukać oszczędności, a w krajach strefy euro często dzieje się to za pośrednictwem Komisji Europejskiej to trudno ludziom wytłumaczyć, że unijny budżet cały czas rośnie. Z jednej strony Bruksela mówi rządom, że muszą oszczędzać, a potem żąda większego budżetu.

To co powinna zrobić Bruksela. Zacząć się samoreformować?

Komisja Europejska powinna istnieć wyłącznie po to, aby robić rzeczy, które kraje nie mogą zrobić  same. Kłania się tzw. klauzula subsydiarności zawarta w traktacie lizbońskim.

Jak na Unię wpłynie wejście do niej Chorwacji?

Unia powinna względnie łatwo wchłonąć Chorwację. Nie powinno to też mieć większego wpływu na wspólny budżet. Chorwacja już otrzymuje pieniądze przedakcesyjne. Teraz otrzyma nieco więcej, choć jest to właśnie argument Komisji Europejskiej, która wskazuje, że budżet nie może być mniejszy, bo dołącza Chorwacja i dla niej też muszą się znaleźć pieniądze.

A co powinny robić Polska i Wielka Brytania pozostające poza strefą euro, gdy ta się bardziej integruje?

Głębsza integracja strefy euro to skutek kryzysu, który da się zrozumieć, ale kraje takie jak Wielka Brytania, Polska, Szwecja czy Dania muszą dbać o to żeby integracja w strefie nie stanowiła zagrożenia dla innych instytucji unijnych i wspólnego rynku. Jeśli chodzi o ten ostatni mówimy o tzw. single market lock. Oznacza to, że jeżeli polityka strefy euro stanowiłaby zagrożenie dla wspólnego rynku to kraje spoza strefy mogą ją zawetować. Druga droga to budowa sojuszy z krajami ze strefy, szczególnie tymi o bardziej liberalnym podejściu. Myślę tu o Niemczech czy Holandii. Te państwa mają interes w tym, aby utrzymać bliskie stosunki z Polską i Wielką Brytanią. Jak patrzymy na strefę euro to widzimy państwa mniej wolnorynkowe. Do nich zaliczają się Francja, Grecja, Portugalia i Włochy. Chcą one chronić Europę przed globalizacją i nie chcą, aby była ona aktywnym uczestnikiem tego procesu. I z drugiej strony mamy Niemcy i Holandię bardziej otwarte na świat.

A jak zapatrujecie się na wyjście Grecji ze strefy euro?

Trudno to ocenić jednoznacznie. Bezpośrednie koszty wyjścia Grecji byłyby bardzo wysokie. Trzeba by pomóc greckim bankom, bo po wyjściu ze strefy jej obywatele chcieliby wydostać swe pieniądze. To w krótkiej perspektywie. Patrząc długoterminowo trzeba zadać pytanie czy jest politycznie realne żeby przez najbliższe dziesięć lat Grecja była poddawana ciągłym reformom i ostrym cięciom budżetowym. Nawet jeżeli są one obiektywnie konieczne to istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli bedą wymuszane przez Brukselę oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy to nie zyskają akceptacji społecznej.

CV

Pawel Świdlicki dołączył do londyńskiego instytutu Open Europe w 2011 r. Głównie zajmuje się unijnym budżetem oraz polityką unijną Niemiec. Poprzednio pracował w Parlamencie Brytyjskim oraz w sektorze bankowym. Ukończył historię na Uniwersytecie w Leicester oraz stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie w Nottingham.

Polska nie dostanie 80 mld euro

Rozmowa - Polski rząd nie powinien liczyć na zbyt wielką pulę z UE po 2013 r. - uważa ekspert Open Europe

 

Trwa dyskusja o unijnym budżecie na lata 2014-2020. Polska, jak dotychczas, liczy na duże transfery z polityki spójności?

Paweł Świdlicki: Najlepiej byłoby tę politykę gruntownie zreformować. Polityka regionalna Unii Europejskiej powinna być realizowana na zasadach podobnych jak transfery z Funduszu Spójności. Pieniądze powinny trafiać jedynie do najbardziej potrzebujących państw UE.

 

Czyli najbiedniejszych?

Dokładnie tak. Oczywiście w ich gronie jest też  specyficzna grupa państw najbardziej dotkniętych przez kryzys w strefie euro. To Grecja, Hiszpania, Portugalia i Włochy i z nimi jest największy kłopot. Teoretycznie zaliczają się do krajów bogatych jeśli chodzi o PKB. I to mimo tego, że ten spadł im w ostatnich latach, ale i tak jest wysoki w porównaniu z Polską, Czechami czy Węgrami. W kontekście polityki spójności mówimy więc o trzech kategoriach państw.

 

Jakie to kategorie?

Pierwsza grupa to m. in.: Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Szwecja. Nie ma powodu, aby kraje te nadal aktywnie uczestniczyły w polityce regionalnej, choć byłoby dobrze, aby wciąż poprzez wkład do wspólnego budżetu wspierały państwa takie jak Polska. Nie ma jednak sensu, aby regiony z tych krajów nadal płaciły pieniądze do budżetu centralnego, które potem przez Brukselę do nich wracają. Bardziej sensowne byłoby, aby te kraje tylko dopłacały do wspólnego budżetu. Ich prowincje same powinny prowadzić politykę  regionalną. Druga grupa to kraje nowej Europy, które potrzebują  wsparcia z polityki regionalnej. A trzecia to wspomniane już kraje śródziemnomorskie. Im potrzebny jest inny rodzaj pomocy, bo fundusze europejskie, szczególnie w ostatnich 10-15 latach, im nie pomogły, a w niektórych przypadkach nawet zaszkodziły.

 

Jak bezzwrotny transfer pieniędzy mógł im zaszkodzić?

Weźmy przykład Hiszpanii. Oczywiście w latach 80. i 90. XX wieku potrzebowała pieniędzy żeby zbudować infrastrukturę, ale już w ostatniej dekadzie ten sektor gospodarki był wystarczająco nasycony. Pieniędzy europejskich było już za dużo co przyczyniło się do tego co można nazwać bublem ekonomicznym. Obecna zła pozycja Hiszpanii wynika m.in. właśnie z tego, że za dużo pieniędzy wpakowano w infrastrukturę. Są puste mieszkanie, a nawet puste lotnisko, które zbudowano za unijne pieniądze z zerowym pożytkiem i dla Hiszpanii i szerzej dla całej UE. To samo obserwujemy w Portugalii, szczególnie na Maderze. Zrealizowano tam całą masę inwestycji tylko dlatego, że były pieniądze, a nie dlatego że te projekty były potrzebne.

 

Jaka pomoc jest potrzebna tym krajom?

Oparta na reformie rynku pracy. Rząd niemiecki na czele z kanclerz Angelą Merkel wraz z Komisją Europejską  stale mówią o reformie rynku pracy w tych krajach, który jest postrzegany jako bardzo sztywny. Co prawda w ramach polityki spójności mamy Europejski Fundusz Społeczny (EFS), który ma m.in. na celu wzrost zatrudnienia i przeciwdziałanie bezrobociu. Jednak EFS się nie sprawdził.

 

Tymczasem w projekcie budżetu na lata 2014-2020 Bruksela zaproponowała na EFS znacznie większą pulę?

Cele EFS są racjonalne, ale w obecnej formie nie zdał on sprawdzianu. Popatrzmy tylko na bezrobocie, szczególnie wśród młodych w Hiszpanii i Grecji. Dlatego żeby gruntowna reforma polityki spójności się powiodła trzeba zastąpić pieniądze na EFS innymi środkami, tyle że znacznie bardziej efektywnymi. Musi to być bardzo konkretna pomoc, bo Grecja i Hiszpania przez ostatnie dwadzieścia lat wchłonęły masę pieniędzy europejskich i żeby nadal miały je otrzymywać to coś musi się zmienić. Efekty muszą być bardziej widoczne.

Wróćmy do Polski, największego odbiorcy pomocy z polityki regionalnej. Polski rząd liczy na 80 mld euro z nowego budżetu Unii?

To zależy od tego jak potoczą się negocjacje. Problem jest taki, że kraje bogatsze chcą zaoszczędzić i dla nich polityka spójności to mechanizm, w który o wiele więcej wkładają niż otrzymują z powrotem.

Traktują więc politykę regionalną jako pierwsze źródło oszczędności?

Nie do końca. Myślę, że Niemcy i Wielka Brytania chętniej by zaoszczędziły na pieniądzach ze Wspólnej Polityki Rolnej, ale w sytuacji gdy takim cięciom stanowczo sprzeciwia się Francja to idąc po najmniejszej linii oporu szukają oszczędności w polityce spójności. Do pewnego stopnia można to zrozumieć, ale o wiele bardziej sensowna jest właśnie reforma polityki rolnej.

Finalnie Polska wywalczy spodziewane 80 mld euro?

Żeby do tego doszło muszą nastąpić cięcia gdzie indziej. Może Niemcy, Francja i Wielka Brytania nie zgadzają się gdzie ciąć wspólny budżet, ale zgadzają się, że ciąć trzeba. Chcą zaoszczędzić 100 mld euro przez siedem lat. Aby otrzymać 80 mld euro Polska musiałaby się zgodzić na cięcia w polityce rolnej, a przecież z niej też dostajecie niemałe pieniądze. Nie wiem czy zgodzi się na to Polskie Stronnictwo Ludowe. Ostatecznie więc polski rząd musi być gotowy na to, że 80 mld euro nie dostanie, chociaż i tak prawdopodobnie może liczyć na więcej niż w obecnej perspektywie budżetowej.

Mówimy o wpływie kryzysu. Jak jest on postrzegany z Londynu?

Nie jest tak, że Brytyjczycy cieszą się z kryzysu, bo dla ekonomii brytyjskiej to też wielki ciężar, ale dla wielu osób szczególnie z partii konserwatywnej jest to potwierdzenie, że słusznie zrobili przeciwstawiając się wejściu Wielkiej Brytanii do strefy euro. Im kryzys trwa dłużej tym gorzej dla brytyjskiego rządu. Nie może on skutecznie prowadzić własnej polityki gospodarczej. Dlatego premier Cameron nawoływał ostatnio innych polityków europejskich do bardziej zdecydowanej walki z kryzysem. Nic to nie pomogło, bo taki apel ze strony Camerona jest źle odbierany. Pozostali mówią, że poucza ich ktoś kto nie jest i nie chce wejść do strefy euro.

Ale chyba nie ma takich zakusów na wyspach, aby wyjść z Unii?

Z Unii rząd brytyjski wyjść nie chce, bo jest świadom korzyści płynących z jednolitego rynku, ale opinia publiczna jest negatywnie nastawiona do Unii. Chodzi o wiele czynników, w tym historycznych i kulturalnych. W tym kontekście mniej ważne jest to czy chodzi o realne koszty członkostwa czy postrzegane. Wielu tych którzy głosowali za wejściem Wielkiej Brytanii w 1973 roku do Unii czują, że była to zupełnie inna Unia niż teraz. Czują, że to wszystko dzieje się bez ich zgody. Trudno powiedzieć jaki byłby wynik referendum gdyby się ono odbyło jutro. Jest duża niechęć do Unii. Mimo to wielu z nas dostrzega korzyści ze wspólnego rynku, a przede wszystkim stabilność polityczną w Europie. Zamiast więc wychodzić z Unii musimy zabiegać o zmianę statusu członkowskiego Wielkiej Brytanii.

Wasza pozycja już jest dobra. Macie przecież tzw. rabat brytyjski?

Rabat można wymienić na gruntowną reformę w polityce rolnej i regionalnej. Rabat wynika z tego, że budżet europejski jest za wysoki i niewydolny. Gdyby jego wartość spadła to i rabat obniżyłby się drastycznie.

Ale przecież wspólny budżet to ledwie 1 proc. unijnego PKB?

Tak, ale nawet w tym jednym procencie są miliardy euro, z których można lepiej korzystać. Poza tym skoro jest kryzys i rządy muszą szukać oszczędności, a w krajach strefy euro często dzieje się to za pośrednictwem Komisji Europejskiej to trudno ludziom wytłumaczyć, że unijny budżet cały czas rośnie. Z jednej strony Bruksela mówi rządom, że muszą oszczędzać, a potem żąda większego budżetu.

To co powinna zrobić Bruksela. Zacząć się samoreformować?

Komisja Europejska powinna istnieć wyłącznie po to, aby robić rzeczy, które kraje nie mogą zrobić  same. Kłania się tzw. klauzula subsydiarności zawarta w traktacie lizbońskim.

Jak na Unię wpłynie wejście do niej Chorwacji?

Unia powinna względnie łatwo wchłonąć Chorwację. Nie powinno to też mieć większego wpływu na wspólny budżet. Chorwacja już otrzymuje pieniądze przedakcesyjne. Teraz otrzyma nieco więcej, choć jest to właśnie argument Komisji Europejskiej, która wskazuje, że budżet nie może być mniejszy, bo dołącza Chorwacja i dla niej też muszą się znaleźć pieniądze.

A co powinny robić Polska i Wielka Brytania pozostające poza strefą euro, gdy ta się bardziej integruje?

Głębsza integracja strefy euro to skutek kryzysu, który da się zrozumieć, ale kraje takie jak Wielka Brytania, Polska, Szwecja czy Dania muszą dbać o to żeby integracja w strefie nie stanowiła zagrożenia dla innych instytucji unijnych i wspólnego rynku. Jeśli chodzi o ten ostatni mówimy o tzw. single market lock. Oznacza to, że jeżeli polityka strefy euro stanowiłaby zagrożenie dla wspólnego rynku to kraje spoza strefy mogą ją zawetować. Druga droga to budowa sojuszy z krajami ze strefy, szczególnie tymi o bardziej liberalnym podejściu. Myślę tu o Niemczech czy Holandii. Te państwa mają interes w tym, aby utrzymać bliskie stosunki z Polską i Wielką Brytanią. Jak patrzymy na strefę euro to widzimy państwa mniej wolnorynkowe. Do nich zaliczają się Francja, Grecja, Portugalia i Włochy. Chcą one chronić Europę przed globalizacją i nie chcą, aby była ona aktywnym uczestnikiem tego procesu. I z drugiej strony mamy Niemcy i Holandię bardziej otwarte na świat.

A jak zapatrujecie się na wyjście Grecji ze strefy euro?

Trudno to ocenić jednoznacznie. Bezpośrednie koszty wyjścia Grecji byłyby bardzo wysokie. Trzeba by pomóc greckim bankom, bo po wyjściu ze strefy jej obywatele chcieliby wydostać swe pieniądze. To w krótkiej perspektywie. Patrząc długoterminowo trzeba zadać pytanie czy jest politycznie realne żeby przez najbliższe dziesięć lat Grecja była poddawana ciągłym reformom i ostrym cięciom budżetowym. Nawet jeżeli są one obiektywnie konieczne to istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli bedą wymuszane przez Brukselę oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy to nie zyskają akceptacji społecznej.

Rozmawiał Artur Osiecki

CV

Pawel Świdlicki dołączył do londyńskiego instytutu Open Europe w 2011 r. Głównie zajmuje się unijnym budżetem oraz polityką unijną Niemiec.

Poprzednio pracował w Parlamencie Brytyjskim oraz w sektorze bankowym. Ukończył historię na Uniwersytecie w Leicester oraz stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie w Nottingham.

 

Tagi - Pawel Świdlicki,Open Europe,Polska,Unia Europejska,polityka spójności

Tytuł – Polska nie powinna liczyć  na 80 mld euro z Unii po 2013 r.

Opis – Polski rząd nie powinien liczyć  na 80 mld euro z unijnej polityki spójności po 2013 r. – uważa Paweł Świdlicki, ekspert instytutu Open Europe

Trwa dyskusja o unijnym budżecie na lata 2014-2020. Polska, jak dotychczas, liczy na duże transfery z polityki spójności?

Paweł Świdlicki:

Pozostało 99% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska