Na transparentach greckich demonstrantów, występujących przeciwko drastycznym cięciom fiskalnym, można przeczytać m. in., że Grecja jest okupowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Waszyngtońska instytucja w zamian za pomoc finansową wymaga bowiem od rządu w Atenach uzdrowienia finansów publicznych. Zresztą, taka recepta na walkę z kryzysem, nie tylko w Grecji uchodzi za wizytówkę MFW.
Stąd wielu ekonomistów nie dowierzało własnym oczom, gdy w najnowszym raporcie z prognozami MFW znaleźli wyznanie, że instytucja ta nie doceniała dotąd ujemnego wpływu fiskalnych wyrzeczeń na gospodarki.
Ekonomiści MFW ocenili, że tzw. mnożnik fiskalny, stosowany do oceny wpływu zmian polityki fiskalnej na gospodarkę, był w ostatnich kilku latach znacznie wyższy, niż powszechnie zakładano, także w prognozach tej instytucji. Zamiast 0,5, po 2009 r. wynosił od 0,9 do 1,7. Oznacza to, że cięcie deficytu budżetowego o np. 1 proc. produktu krajowego brutto, powoduje spadek tego ostatniego od 0,9 do 1,7 proc., zamiast 0,5 proc. To zasadniczy powód, dla którego takie kraje, jak Grecja czy Hiszpania, nie są w stanie sprostać stawianym im celom fiskalnym. Im mocniej zaciskają pasa, tym szybciej kurczy się PKB, wskutek czego deficyt budżetowy w relacji do PKB niewiele się zmienia. – Wiemy nie od dziś, choćby z doświadczeń Grecji, że narzucenie krajowi restrykcyjnej polityki fiskalnej uderza w gospodarkę. Ale ekonomiści, także z MFW, nie doceniali siły tego zjawiska – wskazuje Steven Major, szef działu analiz rynku długu w banku HSBC.
Według niego, wzrost mnożnika fiskalnego to efekt trwającego na Zachodzie oddłużania gospodarek: długi jednocześnie chcą spłacać rządy i sektor prywatny, na dodatek niezależnie od kosztu kredytu. W rezultacie skuteczność straciła konwencjonalna polityka pieniężna, czyli obniżki stóp procentowych, która normalnie łagodziłaby wpływ cięć fiskalnych na koniunkturę. A ponieważ ten proces zachodzi w wielu gospodarkach jednocześnie, nie mogą one rekompensować spadku wydatków publicznych, konsumpcyjnych i inwestycyjnych wzrostem eksportu.
Ten mechanizm nie zdziwiłby Richarda Duncana, który w swoich książkach argumentuje, że dominujący dziś na świecie system ekonomiczny to nie kapitalizm, tylko kredytyzm. O?ile w tym pierwszym systemie rozwój gospodarczy napędzały inwestycje, czyli oszczędności, o tyle w drugim napędzają go wydatki finansowane kredytem. W pierwszym cięcie wydatków publicznych stymuluje gospodarkę, w drugim może ją wepchnąć w głęboką recesję. I choćby dlatego raport MFW nie powinien być kamieniem obrazy dla liberałów, którzy uważają cięcia wydatków publicznych za pożądane. Inną kwestią jest, że wysoki mnożnik fiskalny implikuje również, iż cięcia podatków – czyli forma rozluźnienia polityki fiskalnej – ma silny pozytywny wpływ na gospodarkę, z czym liberałowie się na ogół zgadzają.