Reklama

Mamy problem z wykorzystaniem unijnych funduszy

Witold M. Orłowski główny ekonomista PwC w Polsce

Publikacja: 26.10.2012 01:28

Mamy problem z wykorzystaniem unijnych funduszy

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Rozpoczął się wielki pojedynek na liczby! Premier użył w swoim drugim exposé kwoty 300 mld zł, którą mamy szansę uzyskać na rozwój w następnym siedmioletnim budżecie Unii Europejskiej. W związku z tym przywódca głównej partii opozycyjnej natychmiast odpowiedział, że zgodzą się z potrzebą takiej właśnie dokładnie kwoty – a jeśli uda się wynegocjować kwotę choć o grosz niż-szą od 300 mld, siedmioletni budżet trzeba zawetować. Słowem – magiczne 300, jak 300 Spartan spod Termopil, którzy albo zwyciężą, albo zginą!

Brzmiałoby to poważnie, gdyby chodziło o poważne argumenty. Tymczasem, po pierw- sze, budżet unijny nie jest w ogóle ustalany w złotych, tylko w euro. W dodatku nie w zwykłych, bieżących euro, ale w tzw. euro liczonych w cenach stałych – czyli hipotetycznych euro, które obowiązywałyby, gdyby w strefie euro ogóle nie następował wzrost cen.

Nie ma się o co boczyć, to ze statystycznego punktu widzenia rzeczywiście najlepszy sposób działania. Dzięki temu ustala się kwoty realne, według obecnej wartości pieniądza. Jeśli się okaże, że poprzez inflację wspólna waluta straciła część wartości (a tak się na pewno będzie działo), w kolejnych latach będziemy uzyskiwać z unijnego budżetu odpowiednio więcej bieżących euro, aby zrekompensować inflację.

Reasumując: po to, aby się dowiedzieć, ile to będzie złotych – musielibyśmy dziś znać kursy walut, które będą obowiązywać w kolejnych siedmiu latach. Dziś euro warte jest ok. 4,1 zł. Jeśli złoty się wzmocni – np. do 3,5 zł za euro – dostaniemy z unijnego budżetu mniej złotych. Jeśli się osłabi – np. do 4,5 zł za euro – dostaniemy odpowiednio więcej.

Najkrócej mówiąc, oznacza to tyle, że jeśli nawet poznamy skalę funduszy strukturalnych dla Polski zapisanych w unijnym budżecie na siedem lat – np. 80 mld – i tak nie będziemy w stanie stwierdzić, ile to rzeczywiście będzie złotych. Premier użył dzisiejszego kursu i kwot w euro zapisanych w propozycji Komisji Europejskiej i wyszło mu ponad 300 mld. Ale ile złotych byłoby to w rzeczywistości, dziś nie może mieć pojęcia nikt.

Reklama
Reklama

Po drugie, i znacznie ważniejsze. Od tego czy będzie to akurat 300 mld zł, mniej czy też więcej – daleko ważniejsze jest to, w jaki sposób pieniądze te wykorzystamy. Napiszę coś mało w Polsce popularnego: w moim głębokim przekonaniu bardzo dużą część pieniędzy z funduszy unijnych wydajemy w sposób nieefektywny, a może nawet marnujemy.

Kluczowe autostrady, dobre szkolenia, modernizacja kolei, starannie zaprojektowane laboratoria badawcze – w porządku. Ale (w najlepszym razie) jestem pełen wątpliwości, czy stać nas dziś na wszystkie finansowane z funduszy europejskich aquaparki i parki technologiczne, żyjące często głównie z wynajmowania powierzchni biurowej niekoniecznie innowacyjnym firmom. Czy nie jest absurdem, że każde polskie miasto walczy o regionalne lotnisko, które nie będzie miało szansy nawet zarobić na swoje utrzymanie? Czy nie były częściowo wyrzuceniem pieniędzy realizowane w sztampowy sposób tysiące mało użytecznych kursów i szkoleń – na których oczywiście znakomicie skorzystały nędzne firmy szkoleniowe i dostarczyciele obowiązkowego kateringu.

Innymi słowy, mamy bardzo poważny problem związany z efektywnym wykorzystaniem unijnych funduszy. Niewykluczone, że nadchodząca siedmioletnia perspektywa (2014–2020) może być ostatnią tak hojną dla Polski. Tę szansę trzeba więc w pełni wykorzystać. Mając do wyboru: więcej pieniędzy, ale bez presji na efektywność, albo mniej, ale lepiej spożytkowanych, zdecydowanie wolałbym to drugie.

Ale polityków te nudne problemy zdają się specjalnie nie interesować. Dla krajowej polityki najważniejsze jest to, czy będzie 300 czy nie, choćby cała kłótnia była całkowicie pozbawiona sensu.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Afera na sierpień
Opinie Ekonomiczne
Marcin Zieliński: Ukryte pułapki nowego budżetu UE dla Polski
Opinie Ekonomiczne
Przemysław Tychmanowicz: Likwidacji podatku Belki nie ma, ale też jest OKI
Opinie Ekonomiczne
Polska wciąż importuje rosyjskie węglowodory
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Szkodliwe skutki pseudoafery z KPO
Reklama
Reklama