W poniedziałek rusza rządowy program wsparcia małych i średnich przedsiębiorstw. Czy związane z nim nadzieje dla gospodarki mają szansę się ziścić?
Program gwarancji i poręczeń, z którym startujemy, to nie jest akcja propagandowa, tylko realna pomoc dla kluczowego segmentu gospodarki, czyli małych i średnich przedsiębiorstw. Zadziała, ponieważ dobrze zdiagnozowaliśmy cel tego przedsięwzięcia. A celem jest ok. 1,5 mln podmiotów, które zatrudniają prawie 6 mln ludzi. Dla tych firm kluczowy okazuje się być kredyt obrotowy - zapewnia im komfort codziennego działania, a w praktyce firmy często też z tych środków inwestują. W dodatku, firmy te nie mają skłonności, żeby zadłużać się w bankach. Chcieliśmy więc stworzyć instrument, który będzie ułatwiał przedsiębiorcom podjęcie decyzji, aby po taki kredyt wystąpić, albo tym, którzy taką decyzję już podjęli, zdejmował z głowy problem zabezpieczeń. Bardzo wiele MŚP ma krótką historię kredytową albo w ogóle jej nie ma, co od razu działa na ich niekorzyść w kontakcie z bankiem komercyjnym. Niechęć, aby zabezpieczać kredyt własnym majątkiem, nie sprzyja inwestycji na kredyt. Gwarancja de minimis, czyli 60 proc. ryzyka, które BGK bierze na siebie, może przechylić szalę w przypadku firm – żeby o kredyt wystąpić, a w przypadku banków – żeby go udzielić.
Politycy utrzymują, że ten program w najbliższych latach będzie głównym narzędziem walki rządu z bezrobociem.
Program ma trwać dwa lata, więc to nie jest jednorazowe działanie. BGK jest poddany regulacjom KNF, ale w ich ramach możemy udzielić gwarancji na 30 mld zł. Banki komercyjne mogą dzięki temu bezpieczniej udzielić finansowania na 50 mld zł. Szacując ostrożnie, jeśli w ciągu pierwszego roku udzieliliby gwarancji na 7,5 mld zł, to co najmniej 50 tys. MŚP otrzymałoby wsparcie. Te firmy albo zatrudnią nowych pracowników, albo nie zwolnią tych, którzy już pracują. Wpływ na gospodarkę na pewno będzie pozytywny.
Pytanie, czy firmy będą chciały skorzystać z tej pomocy? Poprzednie inicjatywy antykryzysowe nie okazały się skuteczne.