Zapewnienia rządzących, że jeszcze w tym miesiącu poznamy raport z przeglądu systemu emerytalnego można już włożyć między bajki. Nowy termin zapowiedziany przez ministra finansów i wicepremiera Jacka Rostowskiego, to połowa czerwca. I nie byłoby może w tym nic specjalnie dziwnego, gdyby był to czas poświęcony na dodatkowe, ważne wyliczenia czy analizy. Jednak mało już w to wierzę. Mam nieodparte wrażenie, że wszystko zostało już przesądzone, a to z czym mamy do czynienia to tylko gra na czas i na... dyskredytowanie przeciwnika. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do wydarzeń sprzed dwóch lat, gdy gabinet Donalda Tuska obniżał wysokość składki przekazywanej do OFE, lista oponentów działań rządu istotnie wzrosła. A świadczą o tym choćby ostatnie wydarzenia po tym jak Mirosław Gronicki i Janusz Jankowiak przedstawili swoje wyliczenia na temat wpływu funduszy emerytalnych na gospodarkę.
Paradoksalnie te wyliczenia powinny cieszyć, bo pokazują pozytywny ich wpływ na Polskę. Nie cieszą jednak resortu finansów, bo są wbrew temu co stale powtarza – OFE mają negatywny wpływ na finanse publiczne. Zamiast merytorycznej dyskusji na temat tych wyliczeń ministerstwo koncentruje całą uwagę na tym, że ekonomiści nie chcą ujawnić modelu, który przywiódł ich do stwierdzeń, że Polska bez OFE rozwijałaby się gorzej. Resort nie komentuje przyjętych do wyliczeń założeń, nie pokazuje innych w zamian, które podważałyby te, które zaprezentowali dwaj ekonomiści.
W tym kontekście ubiegłotygodniowe wystąpienie w TOK FM Bogusława Grabowskiego, członka Rady Gospodarczej przy premierze nawet trudno komentować. Bo trudno oceniać ataki personalne i podważanie wiarygodności kolegów po fachu. To jednak wydaje się już stałą strategią rządu.
Wicepremier Rostowski najpierw zdyskredytował fundusze emerytalne za ich propozycję na wypłatę świadczeń z OFE. Nie traktując jej jako okazji do merytorycznej dyskusji, albo choćby wyjścia do niej. Później personalnie „dostało" się Leszkowi Balcerowiczowi, który od dawna broni kapitałowej części systemu emerytalnego. A to wciąż tylko dyskusja zastępcza, a nie o meritum problemu.
Obawiam się, że tak będzie wyglądała cała zaplanowana debata nad raportem z przeglądu, kiedy wreszcie rząd zdecyduje się go ujawnić. Ludwik Kotecki, główny ekonomista MF, zapowiedział, że debata potrwa co najmniej miesiąc. Jeśli zamiast merytorycznej dyskusji będziemy mieć do czynienia z podobnym poziomem dyskusji, który obserwujemy w ostatnich tygodniach, to zastanawiam się czy w ogóle warto ją zaczynać. Wszystkie strony zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy kapitałowej części systemu emerytalnego jeszcze mocniej okopią się na swoich pozycjach. Zwykły obywatel i tak już dawno zgubił się w całej tej przepychance, choć to on powinien być najbardziej zainteresowany wnioskami z prawdziwej dyskusji, bo to przecież o jego przyszłą emeryturę chodzi.