Decydenci polityczni z Europy pracujący nad kolejną perspektywą UE borykają się z podobnymi dylematami: czy środki z Funduszu Spójności powinno się wykorzystać w celu promowania wykorzystania przestrzeni w sposób efektywny, czy raczej równościowy? Przykładem efektywności jest właśnie Nowy Jork, z dużą liczbą firm usytuowanych na doskonale skomunikowanym obszarze geograficznym. Koncentracja wywołuje efekty synergii, a synergia sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Z kolei koncepcja równościowa (a właściwie jej brak) przywodzi na myśl stan Missisipi, w którym ludzi jest więcej niż możliwości, a warunki gospodarczej ulegają stopniowej degradacji z powodu braku środków na inwestycje.
Oczywiście „dobra" odpowiedź mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami. Istnieje potrzeba zarówno tworzenia, jak i redystrybucji bogactwa. I to właśnie obserwujemy przez dwie ostatnie dekady: okazuje się, że Unia Europejska stanowi niezwykle skuteczną „maszynę konwergencji", która sprawia, że uboższe regiony stopniowo doganiają te zamożniejsze. Lecz przecież Europa jest teraz pogrążona w kryzysie. Czy w związku z tym nie należałoby zmienić podejścia do wykorzystania środków z Funduszu Spójności?
Odpowiedź jest prosta: Fundusz Spójności należy wykorzystywać w sposób sprzyjający realizacji priorytetów, jakie Europa przyjęła w krótkim i średnim okresie. Nie pytaj, co Europa może zrobić dla regionów, lecz co regiony mogą zrobić dla Europy – i dla swoich mieszkańców.
Jeżeli chodzi o priorytet w krótkim okresie, jest nim ponowne pobudzenie czynników wzrostu gospodarczego. W epoce kryzysu regionalne polityki rozwoju powinny dążyć do maksymalizacji wzrostu gospodarczego, a nie do wyrównywania aktywności gospodarczej pomiędzy regionami. Innymi słowy, trzeba wspierać siły rynkowe, a nie zmuszać je do przenoszenia aktywności na nasze tereny „Missisipi". Trzeba zwiększać efektywność przestrzenną, nawet gdyby miało się to odbywać kosztem równości. Regiony wiodące powinny wspierać innowacyjność i koncentrację produkcji, natomiast regiony pozostające w tyle powinny dbać o utrzymanie solidnej infrastruktury społecznej i wyposażyć swoich mieszkańców w narzędzia potrzebne do zdobycia pracy, niezależnie od tego, gdzie można ją znaleźć. W przypadku Polski większość regionów mieści się gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami: regiony muszą znaleźć „złoty środek" na styku dwóch koncepcji.
Z kolei w średnim okresie Europa potrzebuje większej mobilności na rynku pracy. Teoria ekonomii uczy, że żadna unia walutowa nie odniesie sukcesu i nie będzie odporna na wstrząsy bez mobilności na rynku pracy. W Stanach Zjednoczonych mieszkańcy Missisipi wyjeżdżają do Nowego Jorku w poszukiwaniu nowych możliwości (dzięki czemu zamiast powiększać grono bezrobotnych mogą wysyłać pieniądze starzejącym się rodzicom). Wstrząsy gospodarcze są łatwiejsze do zniesienia, gdy ludzie mogą się przenosić tam, gdzie mają szansę na lepsze życie. Tymczasem polityka rozwoju regionalnego w Europie często zmierza w przeciwnym kierunku dążąc do tego, aby ludzie pozostawali w jednym miejscu. Jest to podejście nieproduktywne z punktu widzenia przyszłości UE. Należy się raczej skoncentrować na odpowiednim wyważeniu działań, aby zachować niezbędną mobilność na rynku pracy, a jednocześnie zapewnić tym, którzy zostają, wystarczające możliwości.