Szansa na ogromne zwiększenie eksportu, także tego najtrudniejszego – do Chin. Ale i na dostęp do wielkiego kapitału. Polska technologia przetwórstwa mięsa nareszcie zyskuje też wielkie szanse wyjścia w świat. I choć może nie jest to ten świat, który marzył się polskim firmom, ale z pewnością daje gwarancję szybkiego rozwoju. To następstwo tego, że pochodzący z Hongkongu Shuanghiu International kupuje amerykańskiego Smithfield Foods, lidera polskiego rynku mięsa.

Polskie mięso i wędliny zawsze były cenione i chwalone. A Chińczycy jak powietrza potrzebują najlepszych i najnowocześniejszych technologii. Przejęcie także polskiej części Smithfielda oznacza więc dla nich dostęp do tego, czego im najbardziej potrzeba.

Nikt nie mówi, że amerykańska szynka jest lepsza niż polska, że nasze kiełbasy można skopiować, a mięso produkowane z trzody odżywianej naturalnie jest tak samo smaczne jak w Stanach Zjednoczonych. Kto miał okazję spróbować polskopodobnych wyrobów wędliniarskich w Stanach Zjednoczonych, wie, o co chodzi. Nie te surowce, nie te przyprawy, nie ta tradycja.

Świat chce i wciąż obawia się chińskich inwestycji. Państwo Środka to kraj, który nawet przy spowolnieniu wzrostu PKB do ok. 7 proc. pozostaje najbardziej agresywnym inwestorem na świecie. Nie wszędzie Chińczycy są mile widziani. Nie brak rządów, które zastanawiają się, czy nie zmienią się warunki pracy w zakładach przejmowanych przez Chińczyków, czy nie będzie gospodarki rabunkowej polegającej na wywozie rozwiniętych technologii, które posiadają także polskie zakłady Smithfielda.

Tyle że nic takiego się nie dzieje. Nawet w Afryce, gdzie Chińczycy inwestowali, bo poszukiwali zabezpieczenia sur owcowego. Dla polskich zakładów Smithfielda to wielka szansa na rozwój. Bo chiński właściciel wie, że polska firma jest mu bardzo potrzebna.