Rząd zdecydował, że nie będzie zadzierać z rolnikami, górnikami i innymi świętymi krowami finansowanymi z pieniędzy podatników. Zamiast tego postanowił złupić nasze pieniądze trzymane w funduszach emerytalnych.

Pretekstem jest tzw. raport o funkcjonowaniu systemu emerytalnego. Rozumiem, że nie wstydzi się go minister Rostowski, który odpowiada za budżet i dług publiczny, a nie za emerytury wypłacane za kilkadziesiąt lat. Ale jak traktować w tej sprawie rolę ministra pracy i polityki społecznej Władysława Kosiniaka-Kamysza, dla którego jedyna nieprawidłowość w systemie to istnienie OFE, a nie różne kosztowne branżowe przywileje? Przecież wbrew temu, co mówi rząd, budżet znacznie więcej wydaje rocznie na dopłaty np. do emerytur rolniczych niż do funduszy emerytalnych. To nie OFE są głównym  problemem polskich finansów publicznych. Po zmniejszeniu dwa lata temu płaconej do nich składki ten wydatek jest dla budżetu niewielkim ciężarem (około 3 proc. wydatków budżetu w br.).

Widać jeszcze, że rząd nisko ocenia społeczeństwo, a zwłaszcza możliwości jego mobilizacji. Niby proponujemy wielką społeczną debatę, ale jednocześnie liczymy, że znacznej części narodu po prostu nie będzie się chciało podjąć żadnej decyzji, dzięki czemu automatycznie pieniądze na emerytury trafią do dziury budżetowej.

Co ważne, zaproponowane przez rząd wszystkie warianty rozwoju systemu emerytalnego są niekorzystne dla OFE. Jeżeli nie zabiera im się części aktywów, to przynajmniej znacząco zmniejsza się im składkę. Jakkolwiek by nie liczyć, ten rząd nie ma żadnego zrozumienia dla idei oszczędzania i dobrego gospodarowania dobrem wspólnym. Jest wola trwania do kolejnych wyborów. Ale one nie zmienią sytuacji OFE. W Polsce nie ma wśród głównych partii politycznych żadnej, która popierałaby istnienie kapitałowego filara systemu emerytalnego w obecnej postaci. Ze znanych polityków tylko Jarosław Gowin w środę bronił funduszy emerytalnych, ale za nim nie stoi żadne ugrupowanie. Tak więc jeżeli sami nie odłożymy na starość, to będzie ona tak nędzna, jak obecna polska klasa polityczna. Gdy więc znów pójdziemy do urn, to warto myśleć też o swoich przyszłych emeryturach.