Dlatego nie trudno dziwić się posiadaczom oszczędności, że nie pałają miłością do inwestowania (choćby poprzez fundusze) na polskiej giełdzie. Niskie stopy procentowe mogą się okazać niewystarczającym argumentem, by przyciągnąć Polaków na warszawski parkiet w sytuacji, gdy giełdowa hossa jakoś nie może sobie znaleźć miejsca na rodzimym parkiecie.
Wielu niezbyt głęboko wgłębiających się w temat obserwatorów (a takimi jest przygniatająca większość oszczędzających) patrząc na główne indeksy giełdowe może wyciągnąć wniosek, że na naszej giełdzie najzwyczajniej zarobić nie sposób.
Ten jednak kto zada sobie trud i bardziej wnikliwie prześwietli nasz rynek odkryje, że spółek, na których można porządnie zarobić w Warszawie bynajmniej nie brakuje. Wbrew pozorom mamy nie takie wcale wąskie grono podmiotów, które radzą sobie wyśmienicie notując w wielu przypadkach nawet historyczne szczyty notowań (Amica, Integer, Inter Cars, LPP, Neuca). Żeby jednak być sprawiedliwym trzeba dodać, że oprócz rynkowych prymusów istnieje cała masa przeciętniaków, w których inwestowanie miałoby raczej więcej wspólnego ze spekulacją niż zdrowym rozsądkiem. Dlatego tym, którzy na poważnie podchodzą do rynku akcji nie pozostaje nic innego jak ostra selekcja spółek z GPW.
Rynkowi prymusi to spółki o solidnych fundamentach, które doskonale wiedzą, jak zwiększać udziały rynkowe kosztem osłabionej przez kryzys konkurencji, podbijać nowe rynki czy wprowadzać innowacyjne rozwiązania. Dlatego rola analizy fundamentalnej w wyłuskaniu rynkowych „perełek" dawno nie była tak istotna jak dziś. Patrząc na stopy zwrotu dotychczasowych liderów zwyżek trud włożony w selekcję może nam się opłacić. Przy odrobinie umiejętności i szczęścia może się okazać, że trafimy na „kurę znosząca złote jaja", przy której zostaniemy nie miesiąc czy kwartał, ale znacznie dłużej. I tym samym okaże się, że odkryliśmy wcale nie tak ryzykowną, jak się powszechnie sądzi, alternatywę choćby dla lokat czy obligacji.