Po kolei panowie, po kolei. Pierwszy medal przyznajemy już za sam tytuł informacji agencyjnej:  „Ministerstwo finansów uspokaja podatników - wydało ogólną interpretację w sprawie paragonów". W środku zaś bardzo poważne wypowiedzi p. wiceministra Grabowskiego, że podatnik nie będzie musiał szczegółowo wypisywać na paragonie  producenta jogurtu i jego smaku , o ile jogurty są w tej samej cenie. „Uważam, że interpretacja idzie bardzo daleko w kierunku oczekiwanym przez podatników" podsumowuje p. Grabowski, nie tłumacząc wszakże co się dzieje, jeżeli jogurty są w różnych cenach. Mam wrażenie, że żyjemy już  w tak pokręconej rzeczywistości fiskalnej, że przyjmujemy całą tę gadaninę o rządowej regulacji paragonów jako coś zupełnie normalnego, a przecież to jakaś groteska, choć  dokuczliwa dla przedsiębiorców.

Proszę się nie przepychać. Na pudło wskazuje teraz p. wiceminister transportu Zbigniew Rynasiewicz (co z tymi wiceministrami, że tacy pokręceni?), który w RMF zdradził, że resort analizuje doświadczenia Finlandii. Finlandia mianowicie tak ze sto lat temu uzależniła wysokość mandatów drogowych od dochodów winowajcy. Bogatszy płaci więcej za to samo przewinienie. „Takie rozwiązanie jest bardziej sprawiedliwe. I mam nadzieję, że będzie bardziej akceptowalne przez społeczeństwo" – zeznaje minister jak Piekarski na mękach, choć Piekarski to reporter radia RMF. Ktoś w komentarzach przytomnie zauważył: „A co z równością wobec prawa? Konstytucję zawiesili?". Nie mam pojęcia czy zawiesili, wiem natomiast, że jak trzeba, to zawsze znajdzie się kraj i przepis lub instytucję, które działają gdzieś tam, gdzie szajba odbiła komuś wcześniej. Pomysł, żeby milicjant sprawdzał, ile kto zarabia zanim wystawi mandat jest tak pyszny, że celowo używam słowa milicjant, bo cofa nas o co najmniej 40 lat.

Dla wszystkich starczy miejsca panowie. Na trzecie pudło wskazuje w tym tygodniu minister spraw wewnętrznych, choć nie wymieniony z nazwiska, więc może to pan Sienkiewicz, a może któryś z wiceministrów. Minister ów właśnie odwołał świeżo wybranego w konkursie członka zarządu Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Dokładnie w jeden dzień po objęciu przez niego obowiązków. Nie dlatego, że coś schrzanił, tylko dlatego, że miał pecha. Tego dnia bowiem akurat nadzór nad PWPW przestał sprawować minister skarbu, a zaczął spraw wewnętrznych. To może być jeszcze nie koniec zmian, bo minister transportu tez chciałby nadzorować, wszak PWPW to producent praw jazdy. Ciekawe, czy ministrowie rozpychający  się dla dobra ojczyzny w tej rzecz jasna strategicznej firmie  wiedzą, że największym producentem na świecie dokumentów, paszportów i banknotów   jest prywatna angielska firma De La Rue?

Profesor Michał Wojciechowski tak skomentował ostatnie demonstracje związkowców: „Macie rację protestując, ale nie wiecie, jak naprawić gospodarkę. Nie dajcie się napuszczać na pracodawców ani żądać świadczeń. Waszym wrogiem są biurokracja, złe prawo i wysokie podatki. Im mniej urzędników, im mniej hamulców prawnych dla przedsiębiorstw, im mniej podatków, tym lepiej będzie pracownikom". Tak mi się ten komentarz skojarzył z wyczynami naszych kochanych medalistów.