Jednym z podstawowych założeń tej konstrukcji było konsekwentne dążenie do wolnego handlu, uwolnienie przepływów dóbr, usług, kapitału, a w dalszej konsekwencji także i pracy w skali globu. Wynikało ono z tragicznych doświadczeń XX wieku, kiedy to – po zastąpieniu XIX-wiecznego reżimu wolnego handlu – protekcjonizm, interwencjonizm i nacjonalizm ekonomiczny legły u podstaw dwóch straszliwych wojen i dwóch ludobójczych totalitaryzmów. Po zakończeniu II wojny światowej ta nowa konstrukcja, której głównymi architektami byli amerykańscy przywódcy lat 50., nie tylko przyczyniła się do półwiecza niespotykanego poprzednio wzrostu gospodarczego i postępu cywilizacyjnego w skali globalnej, ale pozwoliła uniknąć kolejnego światowego konfliktu i doprowadziła do pokojowego załamania się sowieckiego imperium.
Dostępne ostatnio raporty o stanie gospodarki światowej wskazują wyraźnie na wygaszanie globalizacji. Światowy poziom eksportu, rosnący systematycznie w ciągu ostatnich dziesięcioleci, od 2008 r. pozostaje niemal niezmienny. Światowe przepływy kapitału, które w 2007 r. osiągnęły wartość 11,8 bln dol., w zeszłym roku ocierały się zaledwie o 40 proc. tej sumy. Podobnie zagraniczne inwestycje bezpośrednie nigdy nie powróciły do stanu z 2007 r.
Na poziomie ideologii nic się nie zmieniło. Przywódcy państw nadal deklarują bezwarunkowe wsparcie dla wolnego handlu, ale w praktyce pojawia się coraz więcej barier pozataryfowych. Zamówienia publiczne wędrują do „rodzimych" producentów. Europejczycy grożą cłami zaporowymi dla chińskich paneli słonecznych, oferując równocześnie sowite subsydia dla własnych wytwórców zielonej energii. Rosja bez skrępowania z dnia na dzień uruchamia bariery sanitarne i manipuluje cenami nośników energii, by „ukarać" rządy, które – w jej mniemaniu – naruszają rosyjskie interesy polityczne. Coraz częściej mówi się, że systemy finansowe powinny być „narodowe", czyli odporne na konkurencję.
W tej sytuacji z nadzieją i obawą zarazem spoglądam na rokowania UE–USA w sprawie strefy wolnego handlu. Ten most nad Atlantykiem ma szanse nadać nowe przyspieszenie liberalizacji światowej gospodarki. Tylko John Kerry nie ma już tej siły perswazji, którą miał Dean Acheson...