Także w odniesieniu do współczesnych doświadczeń kryzysowych można mieć wrażenie, że niewiele się nauczyliśmy, wciąż bowiem nie zostały rozwiązane fundamentalne problemy, które legły u podstaw kryzysu. Rządy dalej się zadłużają, społeczeństwa niechętnie słuchają o potrzebie przeprowadzania reform, a banki nadal się rozrastają i tworzą byty same w sobie, oderwane od fundamentów i zagrażające stabilności poszczególnych krajów. Na to wszystko nakładają się zaś krótkie cykle wyborcze, które nie sprzyjają wprowadzaniu zmian.
Przypomnieć należy w tym miejscu, że u podłoża współczesnego kryzysu legły podstawowe, nakładające się na siebie błędy. Minimalna lekcja, jaką powinniśmy zatem wynieść z ostatniego kryzysu, to konieczność przestrzegania fundamentalnych zasad ekonomii. Po pierwsze, nie należy udzielać kredytów ludziom, którzy nie mają pracy i dochodów, a tak właśnie postępowano w Stanach Zjednoczonych.
Po drugie, nie ma inwestycji wolnych od ryzyka, a przecież przed współczesnym kryzysem uważano, że inwestycje w rządowe papiery wartościowe są pozbawione ryzyka (przykład Grecji dobitnie to zweryfikował).
Po trzecie, nie można bezgranicznie wierzyć modelom ekonometrycznym, których założenia są często oderwane od rzeczywistości. I po czwarte, to, co nie zostało jeszcze w praktyce do końca zweryfikowane, tzn. czy można bezkarnie drukować ogromne ilości pieniądza (tak jak np. w USA) i nie doprowadzić tym do znaczącego wzrostu inflacji.
Teoria wskazuje, że dodruk pieniądza nieuchronnie prowadzi do wzrostu inflacji. Tymczasem dotychczasowe, krótkoterminowe doświadczenia pokazują, że inflacja nie rośnie, bo pieniądz „zatrzymuje się" na rynkach finansowych, a jakie będą doświadczenia długoterminowe, czas pokaże.