Szanse na zmianę są minimalne. Ponad 50 proc. polskiego rynku już kontrolują tani przewoźnicy, którzy skupiają się na cięciu kosztów, więc na nich lotniska nie zarobią. Z kolei LOT będzie ciął połączenia, bo nie ma innego wyjścia. Co więcej udzieleniu mu pomocy finansowej uważnie przygląda się Komisja Europejska, więc jeszcze ta sprawa może się różnie skończyć.
Dlatego choć ruch lotniczy na pewno będzie rósł, to jednak boom na budowę lotnisk przebiega zdecydowanie na wyrost. Jeszcze samorządy w Radomiu czy Gdyni uparcie realizują projekty, do których trudno nie mieć zarzutu o ich sensowność. A co stanie się jeszcze w sytuacji, gdy powstanie centralny port lotniczy? Nikt nie wie, czy będzie, bo sam rząd co jakiś czas zmienia w tej sprawie zdanie.
Na pewno Warszawa nie stanie się portem przesiadkowym na miarę Londynu czy Frankfurtu, więc lotnisk lokalnych również nie potrzeba tak wiele jak w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Akurat tam chcieliby budować kolejne czy rozbudowywać już istniejące, ale zazwyczaj nie ma takich możliwości – zwłaszcza w drugim przypadku.
Lotniska dużo inwestują choć i tak często słychać utyskiwania na ich wygląd, funkcjonalność itp. Może faktycznie przy polskich portach nie pracowali światowej klasy architekci, ale naprawdę nie ma się czego wstydzić. W porównaniu z koszmarnym stanem np. paryskiego portu im Charles'a de Gaulle'a czy także osławionego JFK w Nowym Jorku choćby lotnisko w Warszawie prezentuje się naprawdę doskonale.