W poniedziałek komitet „Kraków przeciw igrzyskom" wysłał list otwarty, w którym domaga się od władz miasta przeprowadzenia referendum lokalnego w sprawie organizacji zimowej olimpiady w 2022 r. Członkowie komitetu opowiadają się też za przeprowadzeniem merytorycznej dyskusji na temat organizacji imprezy. Kwestionują oni m.in. sposób przeprowadzenia badania zrealizowanego przez TNS Polska, w którym aż 81 proc. Polaków poparło inicjatywę organizacji igrzysk w kraju, natomiast w samej Małopolsce „za" jest 79 proc.

Pomysł zorganizowania referendum w tej kwestii jest dobry, pytanie tylko, dlaczego – wzorem Monachium – nie zorganizowano go przed upływem terminu wysyłania zgłoszeń do siedziby MKOl. Wtedy mielibyśmy znacznie lepszy obraz faktycznych nastrojów lokalnej społeczności względem goszczenia olimpijczyków w 2022 r. Inna sprawa, że chęci to jedno, a faktyczne możliwości to zupełnie co innego.

Z ekonomicznego punktu widzenia organizacja w Polsce ZIO to bowiem mrzonka. Zarobić na tej imprezie jest niezwykle trudno, nawet dysponując istniejącymi obiektami o odpowiednim standardzie. W Polsce, póki co, jedynie Wielka Krokiew plasuje się na tej liście. Najlepszym przykładem problemów, z jakimi pozostają organizatorzy po zakończeniu igrzysk, jest japońskie Nagano. Faktycznego budżetu tej imprezy nie poznamy nigdy, ale szacuje się, że koszty związane ze stworzeniem odpowiedniej infrastruktury sięgnęły tam blisko 10 mld dol. W efekcie Nagano wpadło w recesję, a dług powstały w wyniku organizacji olimpiady wynosi średnio 30 tys. dol. na rodzinę i ciągle rośnie. Samo utrzymanie obiektów olimpijskich pochłania rocznie 22 mln dol., z czego udaje się odzyskać zaledwie 10 proc. tej kwoty.

Na przywilej goszczenia ZIO mogą sobie dziś pozwolić nieliczne państwa, takie jak Rosja, gdzie mało kto przejmuje się gigantycznymi kosztami organizacji imprezy, szacowanymi w chwili obecnej na 50 mld dol. Nawet bogata Norwegia i Oslo, które jest faworytem w rywalizacji o miano gospodarza igrzysk w 2022 r. przewiduje, że budżet zawodów wyniesie 5,3 mld dol. A Oslo i Lillehammer, gdzie miałyby zostać rozegrane konkurencje alpejskie, w odróżnieniu od Soczi dysponuje niemal wszystkimi gotowymi obiektami. O stosownej infrastrukturze pozasportowej nie wspominając.

Pod względem promocji poprzez sport na najwyższym światowym poziomie Polska przeżywa, i przez kilka najbliższych lat będzie przeżywać nadal, najlepszy okres w swojej historii. EURO 2012, ME w siatkówce w tym roku (współorganizowane z Danią), siatkarskie MŚ i HMŚ w lekkoatletyce w roku przyszłym, finał Ligi Europy UEFA 2015, ME w piłce ręcznej 2016, czy World Games 2017 – wszystkie te imprezy na mniejszą lub większą skalę powodują, że o Polsce jest i będzie głośno. A koszty ich organizacji (poza piłkarskim EURO) są bez porównania mniejsze niż koszty, jakie pociągają za sobą ZIO. Oczywiście, zawsze można mówić o efektach inwestycji związanych z rozbudową np. infrastruktury komunikacyjnej. Ale czy naprawdę bez bodźca w postaci olimpiady nie będziemy w stanie w końcu zmodernizować zakopianki?