Wszak to kolejny sygnał mówiący, że to stulecie ma być „chińskie". Juanowi wciąż daleko do przełamania hegemonii dolara, ale zrobił on kolejny kroczek w stronę stania się ważną międzynarodową walutą rezerwową. Można się spodziewać, że udział chińskiej waluty w międzynarodowych transakcjach będzie rósł w nadchodzących latach. Czy jednak Chiny mają szansę na przejęcie na tym rynku roli USA? Owszem mają, ale dopiero w dalszej przyszłości. Zdobycie hegemonii w ciągu kilku lat jest dla nich niemożliwe.

O ile popularność juana w finansowaniu transakcji handlowych przewyższa popularność euro, o tyle udział chińskiej waluty we wszystkich międzynarodowych transakcjach walutowych na świecie to wciąż mniej niż 1 proc. Kurs juana jest nadal kontrolowany przez chińskie władze – podobnie również przepływy kapitału między ChRL a zagranicą. Choć wszechwładna Partia obiecuje poluzować tę kontrolę, to jednak szybko z niej nie zrezygnuje. Kontrola nad kursem walutowym jest bowiem znakomitym mechanizmem stymulowania i kontrolowania gospodarki. To na niej (oraz na niskich kosztach pracy) opierają się fundamenty chińskiego sukcesu gospodarczego w ostatnich dwóch dekadach.

Choć chińska gospodarka staje się z każdym rokiem coraz bardziej wyrafinowaną machiną, to nadal jej rozwój jest stymulowany przez korzystny kurs waluty. Innym powodem, dla którego juan szybko nie zastąpi dolara, jest to, że chiński rynek obligacji jest wciąż raczej mało płynny.

Nie widać też, by w momentach kryzysowych inwestorzy gromadzili juany. Wciąż wolą oni dolary, jeny i franki.