Dla Rosji - światowego lidera rynku ropy, nadchodzi ciężki czas. Według wielu ekspertów (m.in. twórców corocznego raportu energetycznego BP) za rok-dwa Rosja straci światowy prymat w wydobyciu ropy. Jej udowodnione zasoby stanowią 5,2 proc. zasobów ziemskich, podczas gdy Arabia Saudyjska ma 16 proc., Kanada - 10 proc. a Wenezuela prawie 18 proc. Biedny kraj Ameryki Łacińskiej to niewątpliwie przyszły lider globalnego rynku ropy.
Taka zmiana postawi naszego wschodniego sąsiada w trudnej sytuacji. Gospodarka jest tam oparta na wydobyciu i eksporcie ropy. Rosja ma wprawdzie ogromne złoża na szelfie arktycznym, ale wymagają one równie gigantycznych nakładów, nowoczesnych technologii i dopuszczenia zachodnich partnerów. A to z kolei jest decyzją polityczną.
Łatwiej więc opanować kluczowe złoża Wenezueli i tam zwiększać wydobycie, uznały rosyjskie koncerny paliwowe i trzy lata temu zawiązały Narodowe Konsorcjum Naftowe (NKN). Weszły do niego Rosneft, Łukoil, Surgutneftegaz, Gazprom neft i TNK-BP. Udziałowcy mieli po 20 proc. i licencję na 40 proc. złoża Hunin-6 nad brzegami wenezuelskiej części Orinoko. 60 proc. złoża należy do państwowego PdVSA.
Dziś układ sił jest inny, ale Rosjanie tylko umocnili swoją pozycję - 60 proc. w konsorcjum ma Rosneft (w międzyczasie kupił koncern TNK-BP i udziały od Surgutneftiegazu; tylko Łukoil odsprzedał swoje Chińczykom).
Wprawdzie wenezuelskie złoża zawierają tzw. ciężką ropę, trudniejszą i kosztowniejszą w wydobyciu i przerobie, ale nie tak łatwiej się do nich dostać niż pod dno mórz arktycznych. Wydobycie nad Orinoko ruszyło już w ubiegłym roku. Nakłady oceniane są na 20 mld dol..Co jednak korzystne dla Rosjan - większość pieniędzy musi wyłożyć koncern wenezuelski.