Negocjacje umowy handlowej trwające dekadę to rekord w światowym biznesie. Chiny nie godzą się na warunki Rosjan, ale i ci konsekwentnie trwają przy swoim. Kto w tej walce o tańszy gaz wygra, ten na lata zyska negocjacyjną przewagę nie tylko na wielkim chińskim rynku.
Polscy kiepscy negocjatorzy powinni się szczególnie pilnie przyglądać i uczyć. Choć Chińczycy z roku na rok potrzebują więcej gazu, to nie odpuszczają, tylko szukają nowych poza rosyjskich źródeł. I do dziś udaje im się funkcjonować bez rosyjskiego gazu. To fenomen, bo Chiny to nie tylko drugi największy kraj naszego globu, ale i tak jak Polska, graniczą z Rosją więc tam mają najbliżej.
Widać jednak że w chińskiej filozofii biznesu liczy się patrzenie do przodu, a nie krótkotrwały efekt. Chińczycy słusznie inwestują w tańszy gaz z biednego w ogóle, ale bogatego w ten surowiec, Turkmenistanu.
Ten kraj ma ogromy potencjał wydobywczy i może, dzięki chińskim pieniądzom, za kilka lat zagrozić rosyjskiej dominacji gazowej. Już dziś sprzedaje gaz do Chin, na Kaukaz i do Turcji, a rozpoczęta budowa nowych gazociągów pozwoli opanować nowe rynku w Azji jak wielki rynek hinduski.
Chiny kupują też gaz w Iranie, który również posiada go bardzo dużo. Tymczasem Gazprom w Azji nie istnieje. Ma zbyt mało gazu skroplonego by się liczyć np. w Japonii. Nie buduje nowych połączeń rurociągowych, bo chciałby to robić za cudze pieniądze.