Targi zmieniają świat. Angażują i scalają gospodarkę, oferują najnowsze rozwiązania. Pierwszym startupem w niepodległej Polsce w 1920 roku były właśnie Targi Poznańskie. Tymczasem polski przemysł targowy kurczy się. Coraz słabiej wspiera gospodarkę i nie podpowiada nowych pomysłów na biznes. Kiedyś był inkubatorem przedsiębiorczości, dziś stał się mało widoczny. Rozmija się ze swoimi czasami. Targi, instytucja wielce zasłużona dla naszej gospodarki i niezastąpiona w budowaniu dobrego wizerunku Polski, utknęły w poważnym kryzysie. Wyjątek stanowią targi w Kielcach, Krakowie i Ptak Warsaw Expo w Warszawie.
Dwadzieścia lat temu tradycyjne, czerwcowe Międzynarodowe Targi Poznańskie nazwano ITM Polska, czyli Innowacje Technologie Maszyny. Żeby iść z duchem czasu. W tym roku ponownie zmieniono nazwę na ITM Europe Industry Europe – żeby podkreślić ponadnarodowy charakter imprezy i wyrazić aspiracje organizatorów. Frekwencji to jednak nie zmieniło.
Widać to w gospodarce, która ma się nadzwyczaj dobrze w porównaniu z rozwiniętymi państwami Europy, ale pod względem innowacyjności przemysłu, automatyzacji produkcji i nowych technologii jesteśmy daleko w tyle. Bez innowacyjności nie ma konkurencji na międzynarodowych rynkach. A od oferowania nowych technologii są właśnie targi.
W Europie sektor nowych technologii odpowiada za 2,3 proc. wartości dodanej brutto. W Polsce mamy 20,2 proc. aktywnych firm innowacyjnych, co daje nam 21. miejsce w rankingu gospodarek światowych. Liderami są Korea Płd., Szwecja i Niemcy.
Tymczasem z targowej mapy Polski znikają prężne i znaczące dla regionu ośrodki targowe. Przykładem tego zjawiska są Międzynarodowe Targi Szczecińskie, które wiosną tego roku zaprzestały działalności. Targi w Polsce zostały zepchnięte z głównego traktu gospodarki. Jeszcze dziesięć lat temu mieliśmy w kraju ponad 20 miast targowych, około 30 organizatorów targów i prawie 350 imprez targowych. Dziś została z tego ledwie połowa.