W tej grze? wszystkie chwyty dozwolone

U nas panuje swoisty „gospodarczy gender", ?który na inwestorów zagranicznych każe patrzeć bezkrytycznie, nawet kosztem krajowego biznesu ?– pisze publicysta.

Publikacja: 05.03.2014 19:28

W tej grze? wszystkie chwyty dozwolone

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz rg Rafał Guz

Red

W „Rzeczpospolitej" z 28 lutego 2014 roku ukazał się dosyć kuriozalny, nawet jak na nasze rodzime standardy, tekst Macieja Wituckiego, przewodniczącego rady nadzorczej Orange Polska, będący polemiką z wcześniejszą obszerną wypowiedzią Zygmunta Solorza-Żaka (17 lutego) na temat koncepcji podziału pasma pod szybki internet LTE w Polsce. Temat nie dotyczy tylko skomplikowanej materii technicznej przetargu na nowe częstotliwości, które umożliwią inwestycje w LTE i bynajmniej nie chodzi tu tylko o szybki Internet. To egzamin dla państwa polskiego i jego instytucji. Po odwołaniu aukcji przez prezes UKE, w najlepszym wypadku zdamy go w „drugim terminie".

Europa już dawno uporała się z dystrybucją częstotliwości pochodzących z dywidendy cyfrowej. Granicznym terminem wyznaczonym przez UE był 1 stycznia 2013 r. Nam udało się 30 grudnia 2013 r. ogłosić aukcję, która miesiąc później została jednak odwołana. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie tym razem, częstotliwości trafią do operatorów pod koniec tego roku. Czyli blisko dwa lata po terminie wyznaczonym przez UE. To opóźnienie może nas – podatników – sporo kosztować, jeśli Komisja Europejska nałoży na Polskę karę za niezastosowanie się do unijnych ustaleń. Ale skutki tego opóźnienia odczuwamy za każdym razem, gdy korzystamy z naszego telefonu komórkowego. Gdy zrywa nam połączenie – najczęściej wykonywane w technologii GSM uruchomionej w Polsce w 1996 r. – oraz gdy chcemy pobrać dane za pomocą smartfona, a jesteśmy zdani na przestarzałą technologię EDGE.

Trwale sytuację zmienić mają częstotliwości z zakresu 800 MHz, które na kilka lat zdefiniują miejsce każdego operatora na rynku. Ich dystrybucja to kluczowe wydarzenie dla rynku wartego 40 mld zł rocznie. Czy jednak państwo polskie poświęca tej kwestii należytą uwagę? Moim zdaniem nie, dlatego właśnie jesteśmy świadkami bezpardonowej walki interesów operatorów, za której skutki ostatecznie zapłacimy my wszyscy – użytkownicy telefonów komórkowych. Walki o rzeczy w oczach rządzących państwem (i mediów) dużo mniej istotne, niż wartość pożyczonego zegarka byłego ministra, czy afera z udziałem europosła na lotnisku w Niemczech.

Polska nie ma strategii związanej z dywidendą cyfrową. Celem jest sprzedać rezerwacje na częstotliwości w miarę bezboleśnie i za jak największe pieniądze, na które liczy dziurawy budżet. Dała temu wyraz prezes UKE Magdalena Gaj, głównym wątkiem w przekazie o odwołaniu aukcji czyniąc „brak zagrożenia wpływów do budżetu". Brak szczegółowej strategii jest o tyle boleśniejszy, że cennego pasma jest o wiele za mało, by nasycić wszystkich zainteresowanych. Dlatego w tej grze wszystkie chwyty są dozwolone. Dał temu wyraz Maciej Witucki w swoim tekście, który pozwalam sobie skomentować.

"Innowacyjni przedsiębiorcy nie liczą na to, że państwo będzie ich wyręczało w walce o konkurencyjność. Wystarczy, że nie będzie im mnożyć trudności" - napisał w 2011 roku w „Rz" Maciej Witucki („Kiedy powstanie polska Dolina Krzemowa?"). W najnowszym tekście były prezes Orange Polska zupełnie sobie przeczy. W zdecydowanej większości artykuł poświęcony jest krytyce i ironicznemu przedstawieniu działań prezesa Solorza-Żaka. Sięgnięciem po argumentum ad personam Maciej Witucki pokazuje, że reprezentowanej przez niego spółce skończyły się argumenty merytoryczne w dyskusji nad kształtem aukcji na częstotliwości radiowe. Jak można twierdzić, że jedynym interesem, o który dziś walczy Polkomtel, jest utrzymanie swojej przewagi w posiadanych częstotliwościach, skoro Solorz zaproponował stworzenie wspólnej sieci LTE współdzielonej przez wszystkich czterech operatorów?

Polkomtel jest dzisiaj po prostu dużo lepiej i efektywniej zarządzaną spółką niż Orange, który pod rządami Wituckiego przespał okres poważnych zmian na rynku telekomunikacji (istotne pogorszenie wyników właściwie we wszystkich wskaźnikach finansowych firmy i drastyczna przecena jej kapitalizacji rynkowej; marża EBITDA w Polkomtelu jest przeciętnie dwa razy wyższa w porównaniu z Orange, co świadczy o dużo wyższej efektywności). Zamiast poważnej analizy własnych błędów i zaniechań, jedyna konstatacja, na którą stać obecnego szefa rady nadzorczej Orange, to agresja wobec dużo efektywniejszych konkurentów. Śmiesznie i naiwnie brzmią w ustach byłego szefa Orange zarzuty pod adresem Polkomtelu o stosowanie dozwolonych prawem elementów optymalizacji podatkowej i mentorskie pouczenia o patriotyzmie gospodarczym.

Nie znam spółki, która nie korzystałaby z dostępnych prawnie możliwości optymalizacji swojej struktury finansowo-podatkowej. Zadaniem władz publicznych jest oczywiście niedopuszczenie do uszczuplania wpływów podatkowych, ale musi się to odbywać w sposób przejrzysty, jasny i mający na uwadze konieczność zapewnienia warunków sprzyjających poprawie, a nie pogorszeniu konkurencyjności naszym przedsiębiorstwom funkcjonującym przecież w otoczeniu globalnej konkurencji. Myślę, że akurat w tej dziedzinie sytuacja Polski nie jest taka zła.

To nie silne kapitałowo globalne koncerny telekomunikacyjne jak Deutsche Telekom czy Orange były pionierami wdrożenia w Polsce nowej technologii szerokopasmowego przesyłu danych LTE, ale rodzimy Polkomtel. Spółka słusznie przewidziała przyszłe trendy rynkowe i poniosła olbrzymie nakłady inwestycyjne, dzięki którym Polska stała się europejskim pionierem internetu mobilnego w technologii LTE. Tak to już jest w biznesie, że ten, kto pierwszy jest w stanie wykreować nowy model biznesowy adekwatny do trendów rynkowych, przez pewien czas wykorzystuje swoistą rentę quasi-monopolisty. Taka sytuacja trwa jednak krótko, gdyż zirytowana konkurencja szybko podejmuje rękawicę i nadgania zaległości. Zapoznanie się z tekstem „Sztuka kamuflażu" zmusza mnie do darmowej reklamy usług operatorów. Moim celem jest jednak wyprowadzenie z błędu czytelników, a może i samego Macieja Wituckiego. Zdziwiło mnie, że przewodniczący rady nadzorczej Orange Polska nie wie, iż firma ta oferuje LTE. Faktem jest, że usługa pojawiła się w ofercie we wrześniu – dokładnie w momencie odejścia z zarządu Macieja Wituckiego. Niemniej przewodniczący rady nadzorczej powinien znać tak podstawowe informacje. Również Play posiada usługi LTE od września 2013 roku. Zaś T-Mobile LTE uruchomi w najbliższym czasie w oparciu o już posiadane częstotliwości. Fakty wskazują, że spółki Solorza już utraciły przewagę konkurencyjną w postaci LTE i na obronę rzekomego monopolu jest zdecydowanie za późno.

Byłego prezesa Orange Polska uważam za jednego z najlepszych menedżerów w kraju i bardzo inteligentnego człowieka. We wspomnianym przeze mnie na wstępie materiale Macieja Wituckiego czytamy m.in., że „najlepiej zarabia się przecież na tym, czego nikt inny nie ma, a wszyscy chcieliby mieć". Z tym większym zdziwieniem czytam teraz słowa, w których frontalnie atakuje on Zygmunta Solorza-Żaka czyniąc zarzut z wprowadzenia innowacji w postaci usług LTE, co gruntownie zmieniło rynek telekomunikacyjny. Słowa te tym bardziej zaskakują, iż stawiane są przez wieloletniego prezesa firmy, która w ciągu 22 lat swojego istnienia, jedynie przez ostatnie osiem musi zmagać się z konkurentami. Czy Henry'emu Fordowi zarzucano, że tylko on produkuje samochody, podczas gdy cała reszta ciągle wierzyła w powozy konne?

Na tym polega mechanizm wolnego rynku, który świetnie funkcjonuje, jeśli zasady konkurencji nie są zakłócane interwencją trzecich stron. Dlatego też zapewnienie respektowania zasad konkurencji jest jednym z nadrzędnych celów UE. Kiedy mamy do czynienia z obszarami charakteryzującymi się naturalnym monopolem (przesył energii, gazu, infrastruktura telekomunikacyjna) szczególnie istotna jest rola regulatora rynku.

Podkreślić jednak należy, że regulator rynku nie kreuje, czy raczej nie powinien kreować polityki państwa w tym zakresie, ale pilnować, by ta polityka była wdrażana. Czy w Polsce tak się dzieje? Mam co do tego duże wątpliwości. Znamienne jest, że żaden przedstawiciel rządu, ani opozycji parlamentarnej nie zajął stanowiska w sprawie zasad budowy sieci LTE w Polsce, co stawia regulatora (prezesa UKE) w dwuznacznej sytuacji. Z jednej strony zastępuje on abdykujące państwo w zakresie kreowania polityki, a z drugiej jest odpowiedzialny za jej wdrażanie (czyli kontroluje sam siebie).

Jednym z ważniejszych tematów debaty publicznej w nadchodzącym maratonie wyborczym w Polsce powinna być polityka regulacyjna państwa w takich newralgicznych sektorach jak telekomunikacja (UKE), energetyka (URE), czy finanse (KNF). Rząd nie definiuje swoich celów w zakresie regulacji, pozostawiając zbyt wiele swobody kreowania polityki samym regulatorom (przez rząd mianowanych, nie wybieranych). Rząd zajmuje się tym, czym nie powinien, czyli głównie polityką personalną w spółkach skarbu państwa.

Mamy odwrócenie roli: abdykację państwa z kreowania polityki regulacyjnej oraz przejęcie tej funkcji przez regulatora w połączeniu z typowym zadaniem watchdoga. UKE pozwalając silnym koncernom łączyć częstotliwości kreuje w ten sposób praktyczny oligopol, którego efektem za jakiś czas będzie wzrost cen usług telekomunikacyjnych. Postępuje dokładnie odwrotnie niż regulatorzy we Francji czy Anglii, którzy zabraniają takich praktyk świadomi ich konsekwencji (współpraca Orange i T-Mobile w Wielkiej Brytanii zakończyła się połączeniem spółek, którym lokalny regulator nakazał sprzedaż znacznych zasobów częstotliwości, gdyż ich kumulacja zagrażała równowadze na rynku – dlatego przedstawiciele obu tych firm jak mantrę powtarzają, że w Polsce to związek tylko z rozsądku dotyczący wyłącznie współpracy czy budowie sieci). Zamiast prywatyzować, państwo kreuje patologie, co teraz widzimy.

Macieja Wituckiego, który całą swoją dotychczasową karierę związał z francuskimi firmami, bulwersuje fakt, że Zygmunt Solorz oczekuje aktywnych działań od państwa polskiego w kwestiach bezpośrednio związanych z jego biznesem. W tym akurat zakresie Francja powinna być dla nas wzorem. Niestety w Polsce wciąż nie jesteśmy gotowi na przyznanie, że jednym z ważniejszych zadań państwa w czasie pokoju jest wspieranie gospodarki poprzez pomoc rodzimym firmom. Silne firmy to bogatsze państwo i społeczeństwo. U nas panuje swoiście rozumiane „gospodarcze gender", które na inwestorów zagranicznych każe patrzeć bezkrytycznie, nawet kosztem krajowego biznesu. O tym, że inne kraje dawno wyzbyły się pozorów w tej sprawie przekonaliśmy się, gdy Fiat działając wbrew biznesowej racjonalności, chcąc chronić miejsca pracy w swojej ojczyźnie, umieścił we Włoszech zamiast w Polsce produkcję Pandy, swojego najpopularniejszego modelu.

W Polsce potrzeba współpracy i otwartości w kontaktach między biznesem i państwem. Osobiście zgadzam się w pełni z tymi słowami: „Zróbmy wszystko, aby administracja państwowa wsłuchała się w puls biznesu. Wciąż jesteśmy daleko od zbudowania zaufania dwóch stron, ale warto do tego dążyć, bo skorzystaliby na tym wszyscy Polacy, nie tylko przedsiębiorcy". Słowa te wypowiedział... Maciej Witucki. Od ich wygłoszenia minęło zaledwie kilka miesięcy, a autor poświęcił całą stronę „Rz" na krytykę działań biznesmena, który chce być partnerem dla państwa polskiego, chce by państwo traktowało go uczciwie i ma gotową propozycję współdziałania. Tylko czy ktoś zechce go wysłuchać?

Zygmunt Solorz zwraca uwagę, że państwo musi mieć nie tylko plany i programy, ale też narzędzia i przede wszystkim partnerów - mających te same cele - do ich realizacji. I jako właściciel jednego z czterech operatów mobilnych deklaruje chęć współpracy z konkurentami, oraz podporządkowania się polityce państwa w celu najefektywniejszego wykorzystania częstotliwości i stworzenia pionierskiej w skali Europy sieci LTE przez wszystkich operatorów wspólnie. W odpowiedzi od przewodniczącego rady nadzorczej niegdyś państwowego telekomu słyszy, że jest „rzekomą ofiarą przypisującą oprawcy własne przewinienia".

Gdy na początku tego roku Chuck Hagel, amerykański sekretarz obrony, odwiedził Polskę, PR-owskie służby Białego Domu wykonały kawał dobrej roboty. Wyeksponowano związki sekretarza z Polską (cztery pokolenia wstecz), odszukano kościół w wielkopolskiej wsi, w której brali ślub przodkowie Hagela, a nawet na potrzeby wizyty spolszczono politykowi nazwisko na „Hagelski". Wszystko po to, by ułatwić amerykańskim korporacjom sprzedaż sprzętu naszej armii. Cała akcja przeprowadzona została za pieniądze amerykańskich podatników i jestem przekonany, że z pełnym ich poparciem.

W Polsce próby wsparcia ze strony rządu i polityków rodzimego biznesu wciąż postrzegane są negatywnie. Nieśmiało wysuwane postulaty patriotyzmu gospodarczego są obśmiewane i narażają autorów na ostracyzm. Doświadczył tego Adam Góral, prezes Asseco, gdy zadał premierowi  Donaldowi Tuskowi pytanie, dlaczego polskie spółki i instytucje preferują zagraniczne firmy. Przekonuje się? o tym Zygmunt Solorz próbujący konkurować na rynku operatorów komórkowych z firmami należącymi do France Telecom i Deutsche Telekom.

Solorz uderza w nutę patriotyzmu, gdyż w aukcji częstotliwości jego Polkomtel staje w szranki z międzynarodowymi korporacjami wspieranymi przez dwa najpotężniejsze państwa UE. Zwróćmy uwagę, że jednak nie to jest przedmiotem troski Solorza, ale fakt, że obaj jego konkurenci połączyli siły, by zmarginalizować znaczenie konkurencji - Polkomtela oraz P4. Dzieje się to przy przyzwoleniu UOKiK i UKE. Dwa telekomy tak sprytnie ułożyły sobie relacje, że jeśli aukcja pójdzie po ich myśli, zaoferują usługi dwa razy szybsze, niż technicznie będzie mógł zrobić to Polkomtel. Wszystko pod przykrywką „firmy serwisowej", jak to określa Maciej Witucki. Networks! to nie tylko optymalizacja kosztów i nic więcej, tu chodzi przede wszystkim o zdobycie trwałej przewagi konkurencyjnej nad dwoma pozostałymi telekomami, a w konsekwencji wygórowanie ich z rynku ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami dla konsumentów.

Interes nadzorowanej przez Macieja Wituckiego firmy najlepiej zrealizowany zostanie w panującym obecnie chaosie. Najlepszym dowodem na to była niespodziewana interpretacja warunków aukcji, w myśl której Orange i T-Mobile mogą współpracować w oparciu o 80 proc. dostępnych zasobów częstotliwości. W takim otoczeniu o współpracę ponad podziałami nie będzie łatwo, skoro aukcja w obecnym kształcie nie tylko zabezpiecza interesy Orange i T-Mobile, ale i może prowadzić do marginalizacji konkurentów. „Strategia" sprzedaży częstotliwości wskazuje, że UKE zamierza literalnie powielić zasady przedstawione pod koniec grudnia. Zasady, które mogą skutkować zachwianiem równowagi konkurencyjnej na rynku. Dlatego Zygmunt Solorz proponuje stworzenie ogólnopolskiej sieci LTE. To koncepcja sieci najtańszej w budowie i utrzymaniu, oraz oferującej najefektywniejsze wykorzystanie pasma, czytaj najszybsze możliwe przepustowości, z których w dodatku skorzystać  będą mogli abonenci wszystkich sieci komórkowych w Polsce. W realizacji takiej koncepcji państwo mogłoby zagwarantować sobie osiągnięcie celów fiskalnych, jeśli zakładane wpływy budżetowe z planowanej aukcji zostaną pro rata wniesione przez wszystkich operatorów. Zaskakujące, że Maciej Witucki w swoim bardzo obszernym tekście w ogóle nie odnosi się merytorycznie do tej propozycji. Z pewnością - mimo apelu jego byłego szefa - nie zostanę akcjonariuszem Orange przy takim poziomie niedorzeczności argumentacji biznesowej.

Innowacje tworzą się z twórczego burzenia - może dobrze więc stało się, że aukcja na częstotliwości 800 MHz została odwołana. Wszyscy dostali czas, by przygotować się do „drugiego terminu" odpowiednio do wagi skutków tego egzaminu dla całego społeczeństwa. Nie zmarnujmy tego czasu na bezproduktywne kłótnie i obśmiewanie konkurentów.

- Maciej Stańczuk

Autor jest publicystą ekonomicznym i przedsiębiorcą.

W „Rzeczpospolitej" z 28 lutego 2014 roku ukazał się dosyć kuriozalny, nawet jak na nasze rodzime standardy, tekst Macieja Wituckiego, przewodniczącego rady nadzorczej Orange Polska, będący polemiką z wcześniejszą obszerną wypowiedzią Zygmunta Solorza-Żaka (17 lutego) na temat koncepcji podziału pasma pod szybki internet LTE w Polsce. Temat nie dotyczy tylko skomplikowanej materii technicznej przetargu na nowe częstotliwości, które umożliwią inwestycje w LTE i bynajmniej nie chodzi tu tylko o szybki Internet. To egzamin dla państwa polskiego i jego instytucji. Po odwołaniu aukcji przez prezes UKE, w najlepszym wypadku zdamy go w „drugim terminie".

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację