Idea połączenia LOT z PPL na pewno nie jest dobrym pomysłem ministra skarbu. Ratowanie potencjalnego bankruta przez połączenie go z dobrą firmą to błąd. Oznacza, że minister godzi się z tym, iż ma deficytową firmę, i szuka innej, zdrowej, która będzie bankruta finansować. Pomijam fakt, że w ubiegłym roku LOT wyjątkowo miał zysk. Ważne jest bowiem co innego – rząd prezentuje całkowicie chory pomysł ratowania nierentownych firm rządzonych przez związkowców.

Połączenie nierentowności LOT z silną pozycją związków zawodowych nie jest przypadkiem. Związkowcy przez cały czas walczyli z kolejnymi zarządami, które usiłowały uzdrowić finanse naszego przewoźnika. W efekcie działająca na bardzo trudnym rynku spółka przez ostatnich 14 lat miała ośmiu prezesów (w tym jednego dwa razy).

Teraz LOT może dodatkowo ucierpieć na skutek działań związkowców z PPL.  Zgodnie z zasadą, że liczą się tu i teraz i tylko nasze brzuchy, wystąpili oni do Brukseli, by ta nie godziła się na pomoc publiczną dla LOT. Nieważne, że taki wniosek może się przyczynić do bankructwa przewoźnika i zniszczyć kilkaset miejsc pracy. Nieważne nawet, że związkowcy topią swojego największego klienta. Ważne, by im samym jeszcze przez chwilę było dobrze. Totalny brak wyobraźni.

Można zrozumieć, że ze zgodą na przyznanie pomocy publicznej LOT walczą jego konkurenci, ale żeby o to samo starali się związkowcy jego największego partnera handlowego? To duże osiągnięcie.

Walki związkowców o różne przywileje – choćby wysoką płacę minimalną – są nawet zrozumiałe. Ale ich działania nie powinny podważać kondycji firmy, godzić wręcz w jej istnienie. Nawet polskie związkowe piekiełko powinno zawierać elementy racjonalizmu.