Władze samorządowe w Goeteborgu w ramach eksperymentu skróciły czas pracy jednego z departamentów administracji do sześciu godzin dziennie, nie zmniejszając przy tym pracującym tym biurokratom wynagrodzeń. Pracownicy pozostałych departamentów będą musieli nadal harować w pocie czoła przez siedem godzin dziennie. Cel eksperymentu? Sprawdzenie, czy w departamencie, w którym zmniejszony zostanie czas pracy będzie mniej zwolnień lekarskich. Z jednej strony może irytować, że ten eksperyment przeprowadzono jedynie na miłych paniach i panach przerzucających papiery bez których szwedzka gospodarka mogłaby się obyć, z drugiej zazdrość wielu ludzi ogarnia – zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie tyrady wielu polskich ekonomistów co i rusz narzekających, że Polacy mają zbyt dużo dni wolnych.

Czy eksperyment przeprowadzony w Goeteborgu jest tylko zwykłą szwedzką ekstrawagancją (czymś w stylu gender czy kobiet-pastorek)? Nie do końca. Szwedzi słusznie bowiem zauważyli, że ilość godzin spędzanych w pracy nie zawsze przekłada się na wydajność. Wszak czy lepiej jest by urzędnik pracował przez sześć godzin, czy też by symulował pracę przez osiem? Czy pracownik pracujący krócej, a więc mniej zmęczony i zdrowszy będzie pracował lepiej? Z danych OECD wynika, że Grecy pracują 2 tys. godzin rocznie, gdy Niemcy 1,4 tys. godzin. Wydajność Niemców jest jednak o 70 proc. większa niż Greków. Ilość godzin pracy nie ma więc takiego znaczenia, jak uważa część pracodawców. Tym, co się liczy jest efektywna organizacja pracy. A jeśli pracownik jest wypoczęty i szczęśliwy pracuje lepiej. Niestety wielu pracodawców wciąż tego nie rozumie.