Wbrew pozorom siły rynku nie działają w jednym kierunku: coraz większej koncentracji, a nawet monopolizacji branż. Kłam tej powszechnej opinii, którą zdaje się potwierdzać ewolucja branży IT (czy ktoś jeszcze używa innej wyszukiwarki niż Google?), zadaje branża piwowarska. Przede wszystkim na Zachodzie, ale też w coraz większym stopniu w Polsce.
Według Stowarzyszenia Regionalnych Browarów Polskich nad Wisłą działa już ponad 100 browarów. Do takich wyliczeń podchodzę ostrożnie. Na liście dominują tzw. browary restauracyjne, które rzadko kiedy oferują coś, co mogłoby zachwycić wyrobionego piwosza. Często udaje się to browarom kontraktowym (podnajmują wolne moce produkcyjne w innych browarach, aby warzyć piwo wedle własnych receptur), ale te trudno uznać za „pełnoprawne" browary. Rzemieślniczych warzelni z prawdziwego zdarzenia wciąż w Polsce niewiele.
Nie ulega jednak wątpliwości, że nastąpił u nas renesans piwowarstwa rzemieślniczego. Na pytanie, czy to tylko krótkotrwała moda, odpowiedź jest prosta: to dopiero początek. Trudno o lepszy dowód tej tezy niż to, że w niszowych browarach zagrożenie zaczęły dostrzegać nawet duże koncerny, które próbują teraz na różne sposoby urozmaicić swoją ofertę. Niektóre browary regionalne, które do niedawna robiły niemal to samo co międzynarodowe koncerny, tylko nieco lepiej, zaczęły produkować niszowe piwa, z którymi nad Wisłą jako pierwsze eksperymentowały browary kontraktowe. Rosnąca konkurencja sprawia, że pojawiają się doskonałe piwa w cenie akceptowalnej dla przeciętnego konsumenta. Dzięki temu po wyroby piwowarów rzemieślników sięgnąć będą mogli także piwosze spoza dużych miast. Ale... W samym Londynie działa pół setki browarów, nie licząc restauracyjnych, w Warszawie nie ma żadnego. Jeszcze.