Marszałkom nie idzie źle. Pomorze już rozdzieliło pieniądze, Łódzkiemu brakuje ułamka procentu, Opolskiemu punktu procentowego. Nie wszędzie jest jednak tak dobrze. Kujawy i Zachodniopomorskie są daleko w tyle. Czasu jest mało, bo regionalne programy operacyjne mają wartość 17,2 mld euro, czyli jest to kwota, o jakiej w swoich budżetach marszałkowie mogli dotychczas tylko pomarzyć.

Wielokrotnie władze wojewódzkie domagały się większej samodzielności, także finansowej, a teraz muszą się uczyć, w jaki sposób wydać pieniądze, żeby nie stracić ani jednego euro, bo wyborcy ich z tego bezlitośnie rozliczą. Przede wszystkim więc wartość projektów musi być większa, bo trzeba się liczyć, że nie wszystkie wydatki zostaną zaakceptowane przez kontrolerów z Brukseli. Mogą się również pojawić różnice kursowe. Najlepiej zresztą realizować kilka projektów jednocześnie, bo wówczas można między nimi przesuwać środki.

Komisja Europejska teraz będzie się także bacznie przyglądać, jak województwa wydały pieniądze na konkretne projekty. Jeśli się okaże, że w jakimś regionie wyraźnie nie idzie finansowanie infrastruktury kolejowej, ale w kolejnej perspektywie finansowej ponownie chce on otrzymać dofinansowanie dla projektów kolejowych, bo zamierza spróbować jeszcze raz, może się okazać, że nic z tego.

A jeśli samorządom nie uda się wydać każdego pozyskanego euro? To pozornie nie stanie się nic. „Oszczędzone" bądź zmarnotrawione euro wrócą do Brukseli. Tyle że będzie ich bardzo szkoda, a samorządy i marszałkowie będą sobie mogli powiedzieć, że nauka kosztuje.