I to niezależnie od tego, że coraz rzadziej służą tak banalnej czynności jak sprawdzanie godziny.
W ostatnich latach zegarki, zwłaszcza te ze znanym, cenionym logo, straciły sporo z roli praktycznego narzędzia, stając się częścią rynku mody, a konkretnie biżuterii, który rządzi się swoimi prawami. Przecież pierścionki, kolie, bransolety nosimy nie dlatego, że są praktyczne... Nic więc dziwnego, że producenci luksusowych zegarków nie odczuli specjalnie skutku zmiany naszych zwyczajów.
Na pytanie o godzinę większość moich znajomych sięga dziś po telefon, coraz częściej taki w wersji smart, który poza dostępem do internetu, a zwłaszcza do Facebooka, oferuje dziesiątki możliwości. Nasz sprytny telefon nie tylko przypomni listę zakupów, wymierzy tempo porannego biegania, ale też może spełniać rolę kontrolera pilnującego naszej diety i zdrowia. Teraz te funkcje będzie mógł przejąć jeszcze bliższy ciału smartwatch, z którym nie trzeba się będzie rozstawać ani na chwilę.
Smartwatch, wsparty odpowiednią promocją, może sprawić, że zegarki odzyskają swe praktyczne zastosowanie i na masową skalę wrócą na przegub statystycznego Kowalskiego. A szybko rosnący rynek mobilnych aplikacji, które opanowują coraz większy obszar naszego życia, wzbogaci się o jeszcze bardziej wyrafinowane rozwiązania. Sprytne zegarki mierzące nasze tętno, aktywność fizyczną, poziom cukru (wtedy po zjedzonym ukradkiem zakazanym ciasteczku można się spodziewać SMS od lekarza...) to niezbyt odległa przyszłość. A wtedy na wzór popularnej książki „Czy jesteś wystarczająco bystry, by pracować w Google", pojawią się poradniki „Czy jesteś wystarczająco bystry dla swojego zegarka".